fbpx

O naucę języka hiszpańskiego z Agnieszką, Przekład na miarę

Opublikowane przez OptimismoCompartido w dniu

Witajcie, dzisiaj przed nami rozmowa z Agnieszką Prylińską. Agnieszka jest tłumaczką, jest korektorką, zajmuje się wszystkim tym, co z tekstem jest związane. Ma bardzo, bardzo bliski kontakt z językiem hiszpańskim każdego dnia.

Witaj Agnieszko! Dziękuję Ci za to, że zgodziłaś się udzielić mi tego wywiadu.

Cześć, to ja dziękuję jeszcze raz za zaproszenie do rozmowy.

Powiedz mi, czy chciałabyś coś jeszcze dodać od siebie na temat tego, czym się zajmujesz, jak to wygląda wszystko u Ciebie?

Nie, wydaje mi się, że wymieniłaś takie rzeczywiście główne moje zajęcia. Rzeczywiście zajmuję się tłumaczeniami z hiszpańskiego, ale też z angielskiego i pracuję w handlu zagranicznym, gdzie też te tłumaczenia na co dzień wykorzystuję tak w bardziej w praktyce.

Czyli od każdej możliwej strony, bo w sumie jest to tłumaczenie, jest korekta, ale też ten żywy język.

Tłumaczenia, korekty, ale też takie praktyczne użycie języka właśnie bardziej w celach biznesowych, w przetargach, także od każdej możliwej strony.

To może zaczniemy sobie od początku Twojej historii z językiem hiszpańskim. Jak to było? Kiedy i gdzie miałaś ten pierwszy kontakt z językiem?

Taki pierwszy kontakt z językiem hiszpańskim, który teraz mogę sobie gdzieś przypomnieć to są jakieś hiszpańskie, może w sumie bardziej meksykańskie, telenowele i seriale, które oglądałam jako dziecko po szkole. Pamiętam, że był taki jeden serial – na polski ten tytuł przetłumaczony był jako „Mała księżniczka”, to była meksykańska telenowela:„Carita de Ángel” i pamiętam, że ja go rzeczywiście codziennie po szkole oglądałam. Z tego serialu zapamiętałam może kilka zwrotów po hiszpańsku, bo wiadomo, tam były jakieś kłótnie rodzinne, dużo emocji i tego typu sprawy. Natomiast był to taki kompletnie nieświadomy kontakt z językiem, ja nie oglądałam tego serialu, żeby się uczyć hiszpańskiego. A taki bardziej świadomy kontakt: to było dopiero w liceum, kiedy zdecydowałam się na naukę w klasie dwujęzycznej i właśnie w wakacje poprzedzające pójście do liceum po prostu sama zaczęłam się trochę uczyć z jakichś samouczków i rozmówek. To już był taki bardziej świadomy kontakt z językiem.

I od tamtego momentu już pokochałaś ten język? To był ten wybór, że wiedziałaś, że już pójdziesz w tym kierunku?

Nie. Ciężko jest mi powiedzieć, że wtedy, idąc do liceum czy już ucząc się w liceum, zakochałam się w tym języku. To nie do końca było tak. Wybór klasy dwujęzycznej był u mnie bardziej praktyczny. Po prostu w gimnazjum razem z koleżankami zastanawiałyśmy się „co dalej”, wybrałyśmy liceum, do którego chciałybyśmy pójść, ale kompletnie nie mogliśmy zdecydować się na żaden profil. Bałyśmy się, że klasy typu mat-fiz albo klasa humanistyczna za bardzo nas ukierunkują, a my nie do końca byłyśmy jeszcze pewne, co chcemy robić w przyszłości. Zdecydowałyśmy, że najlepszą opcją będzie klasa dwujęzyczna hiszpańska, nauczymy się hiszpańskiego i będziemy miały rok więcej na podjęcie decyzji „co dalej”, bo jest to klasa czteroletnia. To znaczy była przynajmniej wtedy jeszcze, jak ja chodziłam do liceum. Kiedy zaczęłam się uczyć hiszpańskiego w liceum, przez pierwszy rok mieliśmy tzw. klasę zerową – czyli 18 godzin hiszpańskiego w tygodniu i ciężko mi powiedzieć, żebym wtedy jakoś zapałała miłością do tego języka. To była po prostu ciężka praca. Ja się oczywiście uczyłam i bardzo mi się ten język podobał i w ogóle cała koncepcja tej klasy też mi się podobała, potem doszła nam jeszcze geografia Hiszpanii, historia Hiszpanii, literatura Hiszpanii, więc to były takie bardzo już ukierunkowane przedmioty. Natomiast rzeczywiście wtedy na początku raczej była to dla mnie ciężka praca i masa roboty, a nie lekka, zabawna nauka i miłość do tego języka.

W którym momencie stwierdziłaś, że hiszpański to jest TO?

Wydaje mi się, że tak bardziej poczułam, że rzeczywiście ten język mi się podoba i że chcę się go nauczyć, kiedy pojechałam na wakacje do Hiszpanii. To było po klasie zerowej. Przede mną były jeszcze 3 lata liceum, czyli czas na podejmowanie decyzji. Ja wtedy pojechałam do Hiszpanii na 3 tygodnie, odwiedziłam masę miejsc, zwiedziłam w sumie sporą część kraju. Miałam po raz pierwszy okazję porozmawiać z native’ami nie w takim szkolnym środowisku, tylko właśnie już tam, w Hiszpanii. Musiałam też używać tego języka, żeby dogadać się z ludźmi, żeby poznać znajomych. Wtedy na przykład poznałam dziewczyny z Wenezueli i to też było dla mnie takie doświadczenie, „fajnie, że mogę się z nimi dogadać”. Wiadomo to było trochę koślawe jeszcze wtedy, ale ja już czułam, że to jest TO, że bardzo mi się podoba. Byłam dumna, że po roku nauki byłam w stanie się już dogadać jakoś w tej Hiszpanii, przeżyć. Wtedy sobie właśnie uświadomiłam jak wiele może mi dać nauka tego języka. Postanowiłam, że rzeczywiście nauczę się go lepiej. Nawet myślałam, że może kiedyś będę mieszkać albo pracowaćw Hiszpanii . Chciałam też zwiedzać Amerykę Południową. Już wtedy pokochałam ten język i widziałam, że chcę jakoś mieć z nim kontakt cały czas.

A brałaś pod uwagę w klasie maturalnej jakieś inne kierunki?

Przeszłam chyba przez wszystkie możliwe pomysły na dalszą karierę, studia, pracę. Tak jak wcześniej mówiłam, właśnie idąc do liceum, bałyśmy się z koleżankami ukierunkowania, więc potem jak już byłyśmy w tej klasie hiszpańskiej to dalej myślałyśmy po prostu od mat-fizu po humanistyczne rzeczy, co by tutaj dalej robić. Rzeczywiście to był spory problem dla mnie. Ja pamiętam, że rozważałam na przykład architekturę, bo lubiłam rysować, myślałam, że może coś bardziej artystycznego, bo też tańczę i że może coś z tym bym robiła. Potem wpadłam na pomysł, że dziennikarstwo, bo lubię pisać i też język polski zawsze lubiłam. Potem się już zdecydowałam na prawo i nawet na to prawo składałam papiery. Nawet się dostałam w sumie, więc to była dosyć śmieszna historia. Na lingwistykę też się dostałam. Jak już się dostałam na oba te kierunki, to stwierdziłam, że jednak języki bardziej mnie przekonują i że byłoby mi strasznie szkoda pójść na prawo i nie mieć tego kontaktu tak na co dzień z hiszpańskim i z angielskim. Stwierdziłam, że jednak bardziej lubię języki i wybrałam lingwistykę.

Bo ty byłaś na lingwistyce stosowanej, czyli tam więcej u Ciebie w tych języków jest porządnie rozwiniętych?

Na studiach musieliśmy wybrać dwa języki obce. I musieliśmy już je znać na starcie. Także ja miałam pierwszy hiszpański i drugi angielski.

Powiedz mi, jakimi metodami uczyłaś/ uczysz się języków? Bo pewnie dalej się uczysz?

Każdego języka uczyłam się zupełnie inaczej. Teraz dalej się w sumie uczę tych języków. Jakkolwiek poziom jest zadowalający i pracuję na co dzień z językami to wydaje mi się, że też ciężko jest mówić, że nauczyłam się i już na pewno nic więcej mnie nie zaskoczy. Wręcz przeciwnie, w pracy tłumacza codziennie coś mnie zaskakuje. Myślę, jak coś przetłumaczyć i czytam, sprawdzam wszystko w słownikach, tak samo przy korektach zresztą, wszystko jeszcze muszę sprawdzać, upewniać się. Jakieś słowo mnie zaciekawi to też jeszcze sprawdzam w słowniku czy szukam synonimów, na przykład. Uczę się cały czas, ale rzeczywiście ta nauka języków wygląda u mnie bardzo różnie. Hiszpański, tak jak już mówiłam, zaczęłam dosyć późno, ale za to bardzo intensywnie, to były zajęcia z native’ami, były przedmioty specjalistyczne: literatura, geografia, historia. Dzisiaj jak to wspominam to w sumie był to poziom porównywalny już z tym, co potem robiliśmy na studiach, więc przy tym hiszpańskim rzeczywiście, można powiedzieć, że to było takie totalne zanurzenie w tym języku. A ja też zaczęłam wtedy sporo czytać, słuchać jakiś audycji radiowych, szukałam jakichś rzeczy na YouTubie po hiszpańsku, więc właściwie miałam kontakt z tym językiem cały czas. Natomiast jeżeli chodzi o angielski to u mnie ta nauka przebiegała stopniowo .Zaczęła się już w podstawówce i to była bardziej taka nauka przez zabawę, jakieś takie szkolne teatrzyki, na przykład, po angielsku. Potem wybrałam gimnazjum językowe, z rozszerzonym angielskim i nagle się okazało, że kończąc to gimnazjum mieliśmy poziom Upper-Intermediate, więc właściwie w liceum też już niewiele było do roboty. Ja tak jakby tego angielskiego nauczyłam się trochę mimochodem, chodząc do szkoły. Ale myślę, że to bardzo fajnie się ułożyło, bo potem idąc na studia już w sumie tylko doszkalałam ten język. Teraz jeszcze uczę się sama norweskiego i tu już uczę się zupełnie inaczej, właśnie przez to, że uczę się samodzielnie, więc po prostu szukam materiałów i bez pomocy nauczyciela jakoś tak sobie powoli ogarniam kolejne rzeczy.

Jakbyś tak miała powiedzieć co sprawia Ci największe kłopoty w nauce, a co jest dla Ciebie najłatwiejsze to co by to było?

W nauce hiszpańskiego pamiętam, że miałam spory problem z rodzajnikami, na przykład, kiedy stosować te rodzajniki określone, a kiedy nieokreślone. Wiadomo, jak się uczyłam to te kolejne rzeczy gramatyczne okazywały się coraz trudniejsze, potem weszło Subjuntivo, potem w ogóle jakieś takie już zaawansowane struktury, to rzeczywiście czasem po prostu było trochę przytłaczające, bo my mieliśmy w liceum to wszystko praktycznie na raz, tydzień po tygodniu, kolejne czasy, kolejne jakieś struktury, więc wspominam, że ten taki nawał informacji gramatycznych był trochę ciężki. Ale pamiętam, że jak już coś zrozumiałam to tą gramatykę bardzo lubiłam.

Jak byłaś już na studiach to raczej wiązałaś swoje plany z nauczaniem czy to już od początku była taka tłumaczeniówka, czy w ogóle myślałaś, że raczej będziesz używać hiszpańskiego właśnie tylko w pracy, pracując dla jakieś hiszpańskiej firmy? Bo w sumie teraz masz tak fajnie, że masz i te tłumaczenia, i korekty i właśnie taką pracę w firmie z językiem hiszpańskim, więc wszystkiego po trochu, żeby się nie nudzić.

Teraz rzeczywiście tak się to ułożyło. Na studiach pamiętam, że też się jeszcze długo zastanawiałam, bo trochę się tych tłumaczeń obawiałam. Nie wiedziałam jak zacząć, czy może wybrać właśnie pracę z wykorzystaniem hiszpańskiego, ale nie wiedziałam czy na pewno znajdę coś ciekawego. Na studiach też uczyłam, bo nauczanie łatwiej jest połączyć z planem zajęć i łatwiej jest znaleźć jakąś dorywczą pracę w nauczaniu. Uczyłam głównie dzieci, chociaż miałam też kilka kursów dla dorosłych. Wtedy wydawało mi się, że to nauczanie już gdzieś tam ze mną zostanie. Ale potem na studiach magisterskich mieliśmy już coraz więcej tłumaczeń specjalistycznych i na nich się skupialiśmy. Wtedy tak sobie pomyślałam, że „jednak fajnie byłoby wykorzystywać ten specjalistyczny język, wejść trochę na taki wyższy poziom używania języka”, bo jednak przy nauczaniu dzieci różnie z tym poziomem bywa. Ja to bardzo lubiłam, nauczanie dawało mi dużo energii, ale jednak ten język był dosyć prosty i trochę zaczynało mnie to męczyć. Chciałam używać bardziej skomplikowanych rzeczy z języka. Tak właśnie stwierdziłam, że poszukam jednak pracy w jakiejś firmie, właśnie w handlu czy w jakimś dziale tłumaczeń po prostu. Szczęśliwie się złożyło, że akurat zaraz po studiach mogłam zacząć. Teraz się skupiam na tłumaczeniach, chociaż nie wykluczam, że jeszcze kiedyś wrócę do nauczania.

Bo Ty jeszcze po godzinach oprócz tego tłumaczysz literaturę?

To znaczy teraz akurat nie. Współpracuje z jednym wydawnictwem, dla którego tłumaczę różne serie lub robię korekty. Zdarzyła się w tym jedna książka – biografia. To była bardziej literacka praca i bardzo się z tego cieszyłam, bo chciałam też spróbować swoich sił w tłumaczeniu literackim. Oprócz tego przetłumaczyłam też dwie części popularnonaukowe – to było zdecydowanie trudniejsze, bo dużo było tam naukowych pojęć, dużo fizyki, też astronomicznych zagadnień, więc to było bardzo bardziej naukowe. Ale też było to fajne doświadczenie, bo dużo ciekawych rzeczy językowych się przy tym nauczyłam. To było tłumaczenie z hiszpańskiego na polski. Teraz skupiam się na tłumaczeniach takich krótszych serii, nie są to książki, są to bardziej zeszyty popularnonaukowe. Też fajnie, bo nigdy to się nie nudzi, zawsze jest zupełnie o czymś innym.

A jeszcze mam takie pytanie tłumaczeniowe: wolisz tłumaczenia ustne czy pisemne?

Zdecydowanie wolę pisemne. Lubię się skupić na jakimś tekście, przeczytać go sobie, zastanowić się jakie są konkretnie problemy, jak do niego podejść. Na co dzień nie tłumaczę ustnie. Na studiach mieliśmy ćwiczenia z tłumaczeń ustnych, one były bardzo ciekawe, pozwalały trochę się zastanowić nad tym jak używamy języka, czy rzeczywiście umiemy tak szybko zareagować, coś przetłumaczyć. Jednak na dłuższą metę to jest jednak bardzo stresująca praca, takie tłumaczenia w kabinie. W sumie w firmie, w której pracuję miałam dwa razy okazję tłumaczyć ustnie podczas wizyty gości z zagranicy. To mi się podobało, bo były to tłumaczenia konsekutywne, a nie w kabinie. Trochę takiej adrenaliny w tym biurowym życiu to jednak się przydaje, ale tak na co dzień myślę, że jednak pisemne bardziej do mnie pasują i zdecydowanie wolę pisemne.

To już ostatnie pytanie w naszym wywiadzie. Powiedz mi, jakie miejsce w Hiszpanii polecasz odwiedzić i dlaczego?

Na pewno polecam odwiedzić Barcelonę i Madryt. To są bardzo znane miejsca, ale jednak zakochałam się w obu tych miastach i tam na pewno chciałabym wrócić. Mnie też w Hiszpanii urzekły mniejsze miasta, bardzo ciepło wspominam Tarragonę, Salamankę czy na przykład Burgos. Do nich również chciałabym wrócić. W ogóle północ Hiszpanii, może północny-zachód: cała Galicja, Kantabria, to są wydaje mi się mniej popularne miejsca, niż na przykład południe Hiszpanii, ale dla mnie dużo ciekawsze. Polecam też Majorkę, tam miałam okazję spędzić wakacje. Wcześniej ta wyspa kojarzyła mi się tak trochę imprezowo, w sumie z niczym konkretnym, może co najwyżej z tym, że w pobliżu jest Ibiza, więc kojarzyła mi się właśnie imprezowo. Ale to jest tak przepiękne miejsce, tak piękne krajobrazy. Pamiętam nasz wypad na przylądek Formentor, na północy wyspy, to jest po prostu tak przepiękne miejsce, że zdecydowanie polecam się tam wybrać. A poza tym mogłoby się wydawać, że taka mała wyspa, że nie będzie tam dużo atrakcji, a spokojnie można całe wakacje podróżować, więc Majorkę zdecydowanie polecam.

Super. Dziękuję Ci bardzo za ten wywiad.

A was wszystkich zachęcam do odwiedzenia miejsc w sieci Agnieszki: Przekład na miarę na Instagramie, na Facebooku i tak samo nazywa się też blog Agnieszki.

Dziękuję bardzo. Hasta luego.

Dzięki. Hasta luego.


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *