fbpx

Dorota z Hiszpański na luzie o nauce języka hiszpańskiego.

Opublikowane przez OptimismoCompartido w dniu

Hiszpański na Luzie
Dzisiaj chciałam Wam przedstawić niesamowitą osobę. Jest to Dorota. Prowadzi ona bloga Hiszpański na luzie, a oprócz tego, a w zasadzie przede wszystkim jest Polką mieszkającą w Hiszpanii, pracującą na Uniwersytecie. To jest dla mnie w ogóle niesamowite, że Polka uczy Hiszpanów ich własnego języka od tej strony takiej naukowej.
Powiedz mi Dorota czy jest to coś innego jak uczyć Polaków hiszpańskiego, a uczyć Hiszpanów hiszpańskiego?

Może ja też zacznę od tego się przywitam.
Cześć Klaudia i bardzo Ci dziękuję za zaproszenie. Tak szczerze mówiąc, jak zobaczyłam, że zaczynasz serię tych wywiadów to miałam ochotę wystąpić u Ciebie, bo śledzę Cię już od jakiegoś czasu i podoba mi się to co robisz i jak to robisz. Bardzo Ci dziękuję.
A wracając do Twojego pytania. Jest to zdecydowanie coś innego. Miałam krótki epizod uczenia na uczelni w Polsce, a więc wiem jak to wygląda. Wiem też z własnej perspektywy, bo byłam studentką w Polsce. Jest to zdecydowanie coś innego, bo ci hiszpańscy studenci już startują z poziomu C2 albo jeszcze wyżej. To już nie jest nauka języka, tylko to jest szlifowanie pewnych umiejętności językowych. Na przykład ja uczyłam przedmiotu, który się nazywa „Norma y uso correcto del español”, czyli takie normatywne użycie języka hiszpańskiego, które jest uznawane za poprawne przez Królewską Akademię Hiszpańską. Dla osób takich z ulicy, którzy używają hiszpańskiego po prostu do komunikacji, nie myślą nad tym czy to źle, to niektóre rzeczy są nowe, są niejasne. Także studenci często wręcz łapali się za głowy: jak to? To jest niepoprawne? Nie można tak mówić? Bo po prostu mówią tak oni, ich rodzice, nawet nauczyciele, a jednak normatywnie jest to coś niepoprawnego. No więc tak, trochę z innej strony się uczy hiszpańskiego czy języka właśnie na filologii hiszpańskiej w Hiszpanii. To już nie są kwestie nauki słownictwa, chociaż też czasami, poszerzanie znajomości słownictwa. Ale są to właśnie kwestie normatywne i językoznawstwo już bardziej teoretyczne.

To naprawdę musi być niesamowite. Ja właśnie studiowałam w Kadyksie filologię hiszpańską, od tej drugiej strony. Te tematy, które się zagłębia to jest zupełnie co innego. Na takim językoznawstwie na filologii hiszpańskiej, które masz po hiszpańsku to jest zupełnie inny poziom, zupełnie inne teorie brane pod uwagę.
Zacznijmy teraz Twoją historię z hiszpańskim. Kiedy i gdzie miałaś ten pierwszy kontakt z językiem? Jak to się stało, że pojawiła się ta miłość u Ciebie do tego języka?

To było już dosyć dawno temu. Właśnie liczyłam przed naszym spotkaniem, ile lat minęło, wyszło mi, że 15. Ja w liceum uczyłam się angielskiego i francuskiego i zawsze jakoś tak ciągnęło mnie do języków, byłam w klasie językowej, chociaż też bardzo lubiłam na przykład biologię, więc przez jakiś czas byłam między dwiema opcjami. Coś bardziej naukowe, ścisłego albo języki. Ale później zdecydowałam się składać podanie, bo wtedy nie było matury przed wstępem na studia, tylko składałam podanie na filologię hiszpańską i na orientalistykę. Także kto wie, może gdybym się nie dostała na hiszpańską, właśnie mówiłybyśmy o chiński, czy o arabskim.
Wtedy miałam pierwszy kontakt z językiem hiszpańskim, kiedy już wiedziałam, że dostałam się na studia po egzaminie. Te wakacje przed rozpoczęciem pierwszego roku to były takie śmieszne wakacje, bo uczyłam się z książeczki „Hiszpańskiej w 4 tygodnie” czy „… w dwa miesiące”, nawet już nie pamiętam. Pewnie też taką widziałaś albo masz w swojej biblioteczce. No i wydawało mi się, że się poduczę, nauczę się nie wiem, liczebników, może się nauczę odmiany czasowników i już będę trochę do przodu, bo zaczynałam bez żadnej znajomości języka.
Później, pierwszy tydzień na studiach zweryfikował moje oczekiwania, bo przeszliśmy 50 rozdziałów do przodu, od tego co ja już mogłam gdzieś tam liznąć. Ten pierwszy rok studiów to był taki prawdziwy kontakt pierwszy z hiszpańskim i muszę przyznać, że ja jestem ciągle pod wrażeniem jak dobrze to było zrobione i jak dużo my się nauczyliśmy. Wprawdzie wielkim kosztem, bo nauki było bardzo dużo. Ale dla mnie ten pierwszy rok to była jazda bez trzymanki, jęsli mogę tak powiedzieć.

Mnie też pierwszy rok przeorał, bo też właśnie tak naprawdę zaczęłam się dopiero uczyć na pierwszym roku na studiach hiszpańskiego, także wiem, co czujesz.
Ale to nie było tak u Ciebie, że gdzieś tam byłaś na wakacjach, zakochałaś się w tym, jak brzmi ten język? Tylko po prostu: wymyśliłaś sobie studia można tak powiedzieć?

Tak naprawdę tak było. Może to nie jest idealna historia romantycznej miłości od pierwszego wejrzenia, ale tak to się zaczęło.

To jest fascynujące, że to się zaczęło od takiej bardziej naukowej strony. To twój rozum zapragnął tego języka.

Rzeczywiście to jest trochę inne, bo ja nie miałam wcześniej żadnej styczności z hiszpański. Tam gdzie ja mieszkałam nie znałam nikogo, kto by mówił po hiszpańsku. Jedyne, co mogłam znać to jakieś piosenki czy filmy. Ale nawet nie zwracałam uwagi czy to jest hiszpański. Tak naprawdę to ja zakochałam się w językach i nauce języków. Bardzo chciałam studiować w Krakowie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Przeglądając ofertę studiów językoznawczych czy filologii, padło właśnie na dół filologię i wybór się okazał trafiony.

Za co pokochałaś ten język? Jak to się stało? W którym momencie pojawiła się ta miłość?

Nawet nie wiem szczerze mówiąc, ale już samo to, że uczyliśmy się tego języka z takim poziomem detalu, że tak powiem. Wiesz sama, bo też studiowałaś filologię. To nie jest tak jak na kursie, że uczysz się tych rzeczy, które są niezbędne do komunikacji, tylko naprawdę wchodzisz głębiej i uczysz się rzeczy, które być może będziesz potrzebować dopiero może za kilka lat. To sprawiło, że ja się poczułam zmotywowana do nauki tego języka. Plus to, że od początku czułam, że mogę się w tym języku porozumiewać. Właściwie po kilku tygodniach czy kilku miesiącach. Oczywiście nie mówię o porozumiewaniu się w każdej sytuacji.
Język hiszpański ma coś takiego w sobie, że te pierwsze poziomy są proste. Jest to złudne. Przez poziom A1/ A2 wydaje Ci się „rzeczywiście, ja już mogę mówić po hiszpańsku” i to mnie zachwyciło, że spotykałam kogoś z Hiszpanii, czy z Ameryki. Mogłam się z nim przywitać, mogłam coś zrozumieć z tego co on mówi, mogłam rozumieć piosenki. To bardzo motywuje. Nie zdajesz sobie sprawy, że to jest dopiero czubek tej góry lodowej, która się dopiero będzie wyłaniać i nie będzie taka znowu prosta do zdobycia.

Na którym roku byłaś na Erasmusie?

Byłam na Erasmusie na czwartym roku.

To już ten poziom był taki, że…  Bo właśnie często osoby wyjeżdżają zaraz na drugim roku i niektóre z nich się trochę zrażają do języka, bo właśnie myślą po pierwszym roku, że już zdobyły świat, a potem się okazuje, że jest trochę inaczej. To już zależy od motywacji.
Bo u Ciebie było tak: jak już poszłaś na te studia to już wiedziałaś, że będziesz potrzebować znajomości tego języka do końca życia do pracy? Nie miałaś takiego epizodu, że gdzieś tam myślałaś o tym, żeby iść do pracy w jakiejś korporacji czy w jakiejkolwiek innej firmie, żeby tak jakby tylko korzystać z tego języka? Tylko ty wiedziałaś, że będziesz pracować z językami?

Wiem, że teraz to jest taka dosyć częsta opcja i mentalność studentów, żeby używać języka bardziej instrumentalnie, do pracy w korporacji. Ale te 15 lat temu być może nawet nie było takiej możliwości. Korporacje dopiero zaczynały swoją drogę w Krakowie. To nie było takie częste, Junior Accountant z hiszpańskim. Po pierwsze to nie była taka oczywista opcja, a po drugie myślałam o nauczaniu języka hiszpańskiego na przykład, bardziej niż o tłumaczeniu. Albo właśnie o pracy z językami w wydawnictwie, coś takiego.

Czyli jednym słowem od samego początku wiedziałaś, dokąd zmierzasz?

Częściowo chyba tak.

Powiedz mi jak to właśnie wygląda? Bo tak: mieszkasz w Hiszpanii, pracujesz z językiem też u siebie w pracy. Czy obecnie się go też uczysz? Czy ten poziom w pewnym momencie już jest na tyle zadowalający, że już mówisz: „No taki poziom chciałam mieć, już więcej nie potrzebuję”? Czy takie coś w ogóle nie istnieje?

Ja myślę, że nie istnieje. Bo w tym zawodzie i w ogóle w nauce języków wydaje mi się, że nigdy nie można spocząć na laurach. Nawet jeśli mówimy o naszym języku ojczystym, w tym momencie, kiedy przestaniesz czytać, pisać i rozmawiać, to coś tracisz, coś zaczyna zanikać. To nie jest tak, że ja się uczę aktywnie, nie robię sobie notatek, nie zapisuje sobie słówek, nie uczę się z ćwiczeń gramatycznych. Tego nie robię. Ale w moim życiu pojawiają się jakieś nowe obszary, w których ja muszę się czegoś douczyć. Tutaj przypomina mi się Twoja historia o dentyście? Nie. U kogo byłaś ostatnio?

U ortodonty.

Właśnie, zrobiłaś świetny wpis ze słownictwem. To jest właśnie taka sytuacja. Ja na przykład kiedy zostałam mamą to przez całe te dziewięć miesięcy, kiedy chodziłam do lekarza, chodziłam do tej szkoły dla przyszłych rodziców, nauczyłam się mnóstwa nowych słówek, które wcześniej nie były mi potrzebne do niczego. Wtedy poznałam je w taki naturalny sposób. One bardzo łatwo mi weszły do głowy i do mojego języka. Ale były zupełnie nowe dla mnie. Jeżeli zaczynam jakieś nowe hobby, zaczynam zajmować się czymś nowym (na przykład szyciem albo sportem), to też poznaje nowe słownictwo, nowe rzeczy, które tak na pierwszy rzut oka są zupełnie dla mnie niezrozumiałe. Bo jeżeli spojrzysz na jakikolwiek magazyn do nauki szycia, to tam jest takie słownictwo…

Nawet jakbyś to miała po polsku to byś nie wiedziała.

Także to też jest obce dla Hiszpanów, jeśli się tym nie zajmują. I to jest tak samo w każdym języku. Tak, jak mówisz. Po polsku też. W ten sposób ja właśnie ciągle się uczę. Plus nauka języka od tej strony bardziej teoretycznej, od środka. Dlaczego używamy jakiś sformułowań, skąd one się wzięły. Ale to już jest związane bardziej z moją pracą.

A wracając do samej nauki języka, już może nawet nie tylko hiszpańskiego, tylko w ogóle języków obcych. Jakimi metodami się uczyłaś języków? Czy to były tylko jakieś kursy, korepetycje, czy tam samodzielnie się uczyłaś? Jakich metod używałaś?

To było różnie. Język angielski to był taki język, którego się uczyłam najdłuższy czas, bo już od podstawówki. Ale chodziłam też na kursy angielskiego.  Pamiętam, że w sobotę w liceum chodziłam na angielski. Miałam też jakieś moment z korepetycjami. Z hiszpańskiego byłam na korepetycjach 3 razy, na pierwszym roku przed egzaminem ustnym na zakończenie roku. To był taki egzamin ogromny i bardzo ważny, po którym właściwie można było wylecieć ze studiów. To wtedy tak było, że rzeczywiście, jeżeli nie zdałeś języka to do widzenia. Także tam się uczyłam bardzo pilnie. I jeszcze dwa języki, których uczyłam się dosyć niedawno. To jest niemiecki i kataloński, odmiana walencka. Niemieckiego uczyłam się na kursach, samodzielnie i w tandemie. Bo mieszkałam w Niemczech przez kilka miesięcy i tam poznałam dziewczynę, której ja uczyłam hiszpańskiego, a ona mówiła do mnie po niemiecku. To było bardzo fajne doświadczenie. A walenckiego się uczyłam sama. Plus konwersacje. Przychodzi taki moment, kiedy Ty już wiesz jak to wszystko wygląda, jak wygląda proces nauki, wiesz czego się możesz spodziewać. Wiesz, że są takie obszary, jak mówienie, pisanie, słuchanie, gramatyka, słownictwo i tak dalej. Już potrafisz wykryć, w których momentach będziesz potrzebowała pomocy, a w których możesz poradzić sobie sama. Ja gramatykę mogę przerabiać sama, słownictwa sama mogę się uczyć, czytania i pisania, ale już, jeśli przychodzi do konwersacji to potrzebowałam pomocy.

A jako nauczyciel, jakimi metodami uczysz? Czy idziesz z podręcznikiem? Czy jednak przygotowujesz to sama?

Uczyłam przez jakiś czas języka w szkole i na korepetycjach. Jest to tak, że zdecydowanie podręcznik pomaga o tyle, że masz wszystko zorganizowane mniej więcej tematycznie i uczniowie też wiedzą, gdzie są i co ich czeka. Ale nigdy nie było to dla mnie wystarczające. Zawsze starałam się przygotować jakieś materiały dodatkowe i w miarę możliwości, żeby to były materiały autentyczne, czyli wyciągnięte albo z prawdziwych tekstów albo z prawdziwych nagrań albo zdjęć plakatów na ulicy. Bardzo ważne jest to, żeby było widać, że ten język to nie jest tylko teoria w książce, tylko to jest żywy twór, którego ludzie używają.

Co Ci sprawia największy kłopot w nauce języka obcego, a co jest dla Ciebie najłatwiejsze?

Tak myślałam trochę nad tym pytaniem. Jeśli chodzi o kłopoty. Już tak mówiąc ogólnie wszystkie języki, których kiedykolwiek się uczyłam to wydaje mi się, że zawsze miałam problem z pisownią wyrazów, które mają jakieś akcenty w dziwnych miejscach. Na przykład w języku francuskim to jest coś, czego ja się nigdy nie nauczyłam szczerze mówiąc. W walenckim też są różne akcenty, inne niż w języku hiszpańskim. Akcent może być w jedną stronę albo drugą. TO jest powiedzmy ortografia i ona wpływa potem na pisownię, wymowę i tak dalej, to zawsze mi sprawiało duży kłopot. A z drugiej strony wydaje mi się, że zawsze łatwa była dla mnie gramatyka. Zrozumienie zasad gramatycznych, zapamiętanie. Ale to też przez to, że mogę porównywać sobie różne języki.

Właśnie przez to lubię niemiecki, bo on jest taki właśnie: reguły, to możesz się nauczyć, logicznie wszystko sobie wytłumaczyć. A nie wszystkie języki z tą gramatyką to mają tak łatwo, bo jest dużo wyjątków i ciężko znaleźć w tym regułę.
Dobrze to już mam tylko ostatnie pytanie. Takie już nie związane z językami. Jakie miejsce w Hiszpanii polecasz odwiedzić? I dlaczego to będzie Valencia?

Nie wiem czy Valencia. Valencie już odwiedza bardzo dużo osób i nie chciałam, żeby też zamieniła się w drugą Barcelonę. Więc może gdzieś indziej. 😉 Żartuję oczywiście. Do Valencii zapraszam i wiem, że wszyscy, którzy tu przyjeżdżają – wracają i są zachwyceni. Bo to jest miasto, które nie jest rozreklamowane, ani przereklamowane, a ma naprawdę wszystko, czego możesz chcieć od Hiszpanii. Ale od siebie Chciałabym polecić coś zupełnie innego. Chciałabym polecić Pireneje hiszpańskie i Navarrę. Góry w kraju Basków i Pireneje to jest tak przepiękne miejsce i nieznane turystom spoza, że zdecydowanie warto. Jeśli macie taki pociąg do natury czy do wspinaczki, to jest przepiękne miejsce.

Ale tam klimat jest taki mniej hiszpański, a bardziej polski, prawda?

Tak, zdecydowanie klimat jest chłodny, bo to są wysokie góry, w zimie może być śnieg. No ale to jest też coś za czym ja na przykład tęsknię.

Bo Ty masz na co dzień pełno słońca i ten klimat nadmorski.
Dobrze, to ja bardzo Ci serdecznie dziękuję za wywiad.
A was wszystkich zapraszam do odwiedzenia miejsc w sieci Doroty to będzie blog, Instagram, Facebook i grupa „Hiszpański na luzie i na poważnie”.
 Dziękuję bardzo. Hasta Luego.

Do usłyszenia. Hasta luego.


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *