fbpx

Wywiad z Agą z Olé Edu o nauce języka hiszpańskiego

Opublikowane przez OptimismoCompartido w dniu

Witajcie. Dzisiaj chciałam wam przedstawić Agnieszkę. Poza siecią Agnieszka jest wykładowczynią na Uniwersytecie Łódzkim, uczy hiszpańskiego, ale również uczy jak nauczać. W sieci możecie poznać Agnieszkę jako Olé Edu, czyli autorkę materiałów do kreatywnej nauki. Nie tylko języka hiszpańskiego, bo wiele z tych materiałów dostępnych na stronie może również posłużyć do nauki innych języków.

Witaj Agnieszko

Dzień dobry. Witam wszystkich

Czy chciałbyś coś dodać? Coś pominęłam ważnego na temat Twojej działalności?

Nie, myślę, że bardzo ładnie. Jest mi bardzo miło, że mnie tak ładnie przedstawiłaś.

Jestem zachwycona Twoimi materiałami, bo tak naprawdę to są powiedzmy materiały dla nauczycieli tworzone, ale można też z nich korzystać w domu, na spokojnie, właśnie uczyć się tak kreatywnie. Czyli nie tabelka jakaś czy jakieś fiszki, tylko właśnie poprzez taką bardziej zabawę. Ciekawiej móc się uczyć i więcej zapamiętywać. Te materiały są naprawdę niesamowite, bo jestem zapisana na newsletter, także co coś tam wrzucasz dodatkowo to zawsze sobie jakieś tam zabawy urządzam. Także naprawdę jest z czego korzystać.

Tak, staram się, żeby to wyglądało i było pożyteczne. Tak jak mówisz, ja przygotowuję materiały bardziej dla nauczycieli, ale jeżeli ktoś sam chce się z nich połączyć to na pewno też da radę, ale staram się, żeby to było użyteczne. Ale żeby to też było ładne. Bo ja sama jestem wychowana na brzydkich kserówkach. Zresztą o tym będziemy rozmawiać dzisiaj i o tym jak ja się nauczyłam tego hiszpańskiego, więc staram się, żeby to tak nie wyglądało. Chociaż nauczyć się oczywiście nauczyłam, ale staram się, żeby to jednak w dzisiejszym świecie troszeczkę inaczej wyglądało.

To przejdźmy teraz do pytań. Powiedz nam wszystkim, kiedy i gdzie miałaś ten pierwszy kontakt z językiem hiszpańskim?

Taki pierwszy, pierwszy kontakt z hiszpańskim to na pewno był taki jak chyba u każdego. Każdy gdzieś zobaczył jakąś telenowele z życiu. Więc to był pierwszy kontakt z hiszpańskim. Później jak miałam 12 lat, nie wiem, w czwartej klasie szkoły podstawowej to się miało 12? 11? 12 jakoś tak. Pojechałam z moją babcią, bo moja babcia była taką podróżniczą. Ale taką podróżniczą troszkę luksusową, więc ona lubiła sobie pozwiedzać, ale też, żeby plaża była, bo babcia lubiła się opalać, taki raczej relaks i troszkę zwiedzanka. I zabrała mnie wtedy do Hiszpanii. Pojechałyśmy oczywiście do Blanes. Tam gdzie zazwyczaj ludzie jeżdżą, okolice Barcelony. Pojechaliśmy sobie we dwie. Wtedy mi coś tak w głowie zakiełkowało, że może bym się nauczyła kiedyś mówić po hiszpańsku. Chociaż myślę, że w tamtym czasie to ja nie wiedziałam, czy to jest włoski, czy hiszpański, czy co to w ogóle jest. Bo ja w szkole miałam niemiecki. Jakoś tak pomyślałam, że może kiedyś, byłoby fajnie. Taki pan był tam jeden, który był kierowcą autokaru i powiedział do mojej babci: „zobaczy pani, że ona jeszcze tu kiedyś wróci do tej Hiszpanii”.  I ja tak mówię: a co ja? A po co? A co mi tam źle u mamy? To był taki pierwszy kontakt.

A kiedy zaczęła się ta miłość u Ciebie?

To nie było tak, jak teraz, że dzieci mają w podstawówce hiszpański. W ogóle w moim wieku to one powinny mówić jak Hiszpanie. Ja zaczęłam się uczyć hiszpańskiego na studiach. Przyszłam na studia, umiałam coś tam z telenoweli powiedzieć oczywiście. Jakieś „Sí”, „No”, „No eres mi hijo”, „Fuera de mi casa” i to taki repertuar z telenoweli, nic więcej.  No i zaczęłam się uczyć na studiach, byłam w grupie początkującej zupełnie.

A co sprawiło, że pokochałaś ten język?

Ja nie wiem właśnie. Ja się zastanawiałam nad tym, czy to był taki moment, że mi się to tak strasznie spodobało i tak ciężko mi jest w ogóle gdzieś go znaleźć. Ja poszłam na studia, bo ja tak nie bardzo wiedziałam, co mam zrobić ze swoim życiem. Byłam w klasie matematyczno-informatycznej. W ogóle nie pytajcie mnie, jak się tam znalazłam i jak ja tam przeżyłam. Bo bardzo lubiłam panią od polskiego, która tam była. Była najlepsza w tej szkole, miała bardzo ciekawe zajęcia i mnie się one tak strasznie podobały, że ja dla tego polskiego zostałam w tej okropnej klasie. Czegoś tam się nauczyłam, ale pominiemy w ogóle, co ja tam robiłam. Ale bardzo też lubiłam biologię. Ja maturę zdawałam z biologii. Ale znowu bardzo nie lubiłam chemii, więc już nie wiedziałam, co ja mam zrobić. Myślałam, że może ja bym poszła na jakiś taki medyczny kierunek. No ale tam była ta chemia, która mnie tak strasznie przerażała, której w ogóle nie rozumiałam o co tam chodzi. Języki nigdy mi nie sprawiały jakiś większych trudności. Nie to żebym też jakoś pałała taką miłością do uczenia się tych języków, ale po co łatwo mi to przychodziło. Lubiłam to robić. Moja mama powiedziała, żeby może na hiszpański pójść, takie to egzotyczne. No i ja mówię „no dobra, to pójdę, ale nie wiem czy dam radę tam”. Powiedziała „zobaczysz, jak dasz radę i ci się spodoba, to zostaniesz”. No i ja tak poszłam. Spędziłam te takie najdłuższe wakacje między maturą, a studiami, na oglądaniu serialu który się nazywał „Las vías del amor” – „Ścieżki miłości”. Razem z moją siostrą wkręciłyśmy się w losy Perlity. No i to tyle, co tam podsłuchałam w tym serialu, to taka była moja wiedza początkowa. Tak właśnie pytasz, kiedy ta miłość rozkwitła. To właśnie nie wiem. Poszłam na te studia, trafiłam do grupy… w ogóle pierwsze zajęcia były koszmarne…  nie dlatego, że pani była jakaś okropna, tylko to był jakiś koszmar. To były zajęcia takie… gdzie ja trafiłam do grupy zaawansowanej z osobami, które zdawały maturę z hiszpańskiego. To mnie się na tamten czas wydawało, że one po prostu mówią, jak nie wiem sam Król i Królowa Hiszpanii, a ja nie rozumiałam zupełnie nic. Ja nie umiałam się przedstawić przecież nawet wtedy. Ja nie jestem jakąś starą babą, ale to nie był taki czas, że było tyle dostępnych rzeczy w Internecie. Teraz można się tak nauczyć wszystkiego, że jak ktoś mówi, że czegoś nie wie po hiszpańsku, to znaczy, że nie poszukał sobie na przykład na YouTubie filmików, nie zobaczył sobie jakieś blogów. Tego jest po prostu tyle, że ja bym chyba skakała pod niebiosa, gdybym to miała. Jak zaczynam się uczyć hiszpańskiego była jedna strona w Internecie do hiszpańskiego. Takie forum i tam były takie kartki do wydrukowania z jakąś gramatyką, jakimiś słówkami. To tyle. Była oczywiście książka „Hiszpański z ćwiczeniami” Perlina.  Wstyd się przyznać, ale ja na studia przyjechałam z taką małą książeczką Pons, gdzie w sumie nic nie było. Ja nawet słownika hiszpańskiego sobie nie kupiłam wtedy. Nie wiedziałam, gdzie w ogóle tego szukać nawet. Jestem z małego miasta. Tam w ogóle do tej pory chyba nie ma nikogo, kto by uczył hiszpańskiego tak na miejscu. Porównując  z tym, jaki miałam dostęp do materiałów wtedy z tym co jest teraz, to naprawdę ta droga do tej miłości była bardziej wyboista. Teraz można naprawdę szybko się zakochać w hiszpańskim: w muzyce hiszpańskiej. A ja po tych pierwszych zajęciach, które były takie okropne, zadzwoniłam do mojej mamy z płaczem i powiedziałam mamie, że ja wracam do domu. Zajęcia miałam 3 czy 4 dni wtedy tylko w tygodniu i powiedziałam, że to już by było tyle i ja już nie będę tu więcej studiować. „Ja nic nie rozumiem, coś mówi mówią ci ludzie i ja w ogóle nic nie kapuję, jak jakaś ostatnia kretynka tak siedzę na tych zajęciach”. Moja mama tak powiedziała „no dobrze, przyjedź na weekend, porozmawiamy, zobaczymy”, no i powiedziała „dotrzymaj do pierwszego kolokwium”. I tak wytrzymam do pierwszego kolokwium, a teraz już tak zostałam i tutaj jesteśmy właśnie na wydziale filologicznym na Uniwersytecie Łódzkim. W tym momencie właśnie jestem w sali i pracuję w katedrze filologii hiszpańskiej, także jakoś tak ten moment nastąpił z czasem.

Czyli jednym słowem wszystko zawdzięczamy twojej mamie?

Tak, mojej mamie, tak. Nie to, że ona też tak bardzo naciskała na mnie.

Ale zmotywowała Cię odpowiednio 😉

Tak. Zmotywowała. Powiedziała mi tylko „dotrwaj do pierwszego kolokwium, zobacz jak Ci pójdzie, a potem będziemy się zastanawiać”. Potem tak od jednego kolokwium do drugiego i zauważyłam, że mi to dobrze idzie.

Taka metoda małych kroków. Z osoby, która nie zna hiszpańskiego, nie rozumie ludzi z grupy mamy Panią doktorant.

Tak.

Od razu trzymam kciuki za doktorat, za całą pracę, bo wiem, ile to wymaga wysiłku i poświęcenia.  

Nie dziękuję.

A powiedz mi zdawałaś jeszcze na coś innego na studia czy filologia to był jedyny Twój wybór?

Nie, to był mój jedyny wybór. Teraz jak ja myślę o sobie, to ja nie wiem co ja myślałam w tamtym czasie. Myślałam „dostanę się to się dostanę, nie dostanę się to nie wiem, będę płakać pewnie tydzień” Tak jakoś poszło.

Ja myślę, że wszyscy tak mamy, że po prostu w klasie maturalnej to my nie wiemy nic o życiu, a każą nam decydować o całym naszym życiu.

Zgadza się.

Z perspektywy czasu widzę, jaka ta decyzja jest ważna, a tak naprawdę my jeszcze nie jesteśmy odpowiednio nastawieni do tego wszystkiego, żeby to ogarnąć.

Tak, ja oczywiście byłam na takich warsztatach, gdzie tam były predyspozycje do zawodu. Tam mi wyszły jakieś takie w ogóle zawody od czapy zupełnie. To raz, a dwa to Ci już mówiłam na początku, ty byłam w klasie matematyczno-informatycznej, tu poszłam zdawać na maturze biologię, a tu poszłam jeszcze w ogóle studiować hiszpański. No to już naprawdę widać, że człowiek nie wiedział w ogóle, co w życiu robić.

A jak to jest teraz z Twoją nauką? Uczysz się jeszcze tego hiszpańskiego? Za każdym razem zadaję to pytanie i za każdym razem to są osoby, które mają naprawdę bardzo wysoki poziom, do których ja aspiruję. Wydaje mi się, że jestem jeszcze daleko, daleko w tyle. No i czy jeszcze trzeba się uczyć?

Trzeba się uczyć. Moim zdaniem to jest taki zawód, jak jestem nauczycielem języka hiszpańskiego albo jak się jest w ogóle filologiem, bo nie trzeba przecież zawsze uczyć, to nie ma czegoś takiego, jak przestanie się uczenia, że nie można tego zaprzestać. To jest właśnie w tym fajne, że ciągle jest coś nowego, bo ten język się zmienia, więc samo to, że język się zmienia, ewoluuje, powstają nowe słowa, nowe wyrażenia, to samo to już nam pokazuje, że zawsze trzeba się uczyć. Poza tym to nie jest tak, że mówi się tak perfekcyjnie. Ja piszę artykuły w języku hiszpańskim to często przesyłam je potem do sprawdzenia i wydaje mi się, że czytałam to 15 razy i naprawdę jest super, bo się tak wysiliłam, a potem mi ktoś tam przesyła: to i to i jeszcze to i tamto i takie wyrażenia czy konstrukcje, które zawsze wydawało mi się, że były prawidłowe, a teraz się okazuje, że jednak nie.  To mnie jakoś tak mocno zawsze demotywowało, bo miałam kiepskie podejście do popełniania błędów. Kiedyś ja się tym bardzo stresowałam, każdy błąd na studiach, który popełniłam i dostałam potem test, to ja potem zapamiętywałam to sobie do końca życia i byłam zła na siebie, że ja ten błąd popełniłam. Do tej pory tak mam, ale już troszkę mniej. Nauczyłam się, że przecież człowiek ma prawo popełniać błędy, nawet będąc nauczycielem. Poznając tą całą stronę glottodydaktyczną i nauczania, wiem, że to jest normalny proces. Jak dostałam artykuł, który napisałam po polsku i on został pokreślony przez korektora i miał miliony uwag to stwierdziłam „czym ja się przejmuję, że mam parę uwag po hiszpańsku, jak po polsku człowiek nie wie nawet, jak coś napisać. Wiadomo, nie były to błędy ortograficzne, wiadomo. Ale człowiekowi się wydawało, że to było ładnie i mądrze napisane, ale są osoby, które wiedzą więcej z języka polskiego niż my. Ten korektor zawsze ma co robić. Te błędy się popełnia i w swoim języku i w obcym języku. Swojego języka się człowiek ciągle uczy i obcego języka się człowiek ciągle uczy. To jak ja się teraz uczę to wiadomo to jest trochę inne uczenie się, już nie biorę książki i nie rozwiązuje zadań raczej, chyba, że są jakieś takie bardziej zaawansowane i coś tam mi się trafi, to wiadomo. Mam zaawansowanych uczniów, więc najpierw muszę te zadania przejrzeć i zobaczyć czy może jest coś, czego ja nie wiem, bo oczywiście może tak być, ale to już jest troszeczkę inna nauka, na takim wyższym poziomie.

Jak to jest właśnie z tymi metodami uczenia się i uczenia innych? Bo ja akurat jeszcze uczyłam się języków tylko i wyłącznie z tabelek, ale teraz tych metod jest tyle i można łatwiej… Jakie są Twoje ulubione metody?

W ogóle jak to się stało, że ja nauczyłam się tego hiszpańskiego, bo ja przecież, tak jak mówiłam, nie umiałam nic i popłakiwałam po kątach, więc to jak ja się nauczyłam…. U mnie sprawdzało się tylko i wyłącznie codzienne powtarzanie tego co było. Ja przychodziłam do domu. A ponieważ nie miałam Internetu, bo wtedy to było jeszcze przez kabel. Boże, jak ja o tym mówię, to o jakiś czasach średniowiecznych, ale tam, gdzie mieszkałam wtedy to jeszcze nie miałam Internetu. Na pierwszym roku studiów nie miałam komputera, dopiero później go miałam, więc miałam książki, notatki. Musiałam przepisać te rzeczy. Mój sposób na uczenie się słówek to jest po prostu jakiś chyba najkoszmarniejszy, ale taki który na mnie działa. Ja wszystkie zeszyty miałam po jednej stronie wypisane słówka po hiszpańsku po drugiej tłumaczeniem po polsku. Wracając do domu po każdych zajęciach, przepisywałam sobie te słówka, robiłam sobie notatkę i po prostu odhaczałam.  Najpierw czytałam słówka po hiszpańsku, zakrywałam tą stronę polską i zaznaczyłam to, czego nie potrafiłam. Potem wracałam do tego zaznaczonego na następny dzień i na następny dzień albo za 2 dni. Nie miałam jakiegoś takiego systemu. Teraz są takie systemy, które mogą Cię poprowadzić przez to, że możesz sobie powtarzać. Potem robiłam odwrotnie, zakrywałam część po hiszpańsku i patrzyłam po polsku. I to jest tyle. Tylko, że to jest taki sposób, który mnie pasuje, ale są osoby, które muszą się nauczyć w kontekście słówka. Ja wystarczy, że zobaczę słówko i ja to słówko potem sobie wykorzystam, nawet będę sobie szukała momentu, żeby do kogoś coś powiedzieć i użyć akurat tego słowa nowego, żeby sobie je po prostu wykorzystać. Ale są osoby, które się nie nauczą tak jak ja. Moja współlokatorka, która mieszkała ze mną, ona się tak nie uczyła. Ona się uczyła tak, że ja na przykład się uczyłam swoich rzeczy najpierw, a potem musiałam jej to powiedzieć, na przykład jakieś zdania albo jakieś opowiadanie po hiszpańsku jej musiałam powiedzieć. Ona wtedy zapamiętywała w taki sposób. Także te strategie i metody to każdy musi znaleźć coś co, najbardziej lubi robić. Ja raczej jestem zwolenniczką wykorzystywania różnych gier językowych na lekcji, gier planszowych, rozmów w parach, zawsze robię tak, żeby to było chociaż trochę zabawne, żeby to jakoś tak mogli sobie wykorzystać uczniowie w grupie. Jak pracuję indywidualnie to wtedy już człowiek tak obserwuje jak się uczy każdy uczeń, co lubi robić i w taki sposób się jakoś go prowadzi. Tak jak mówię, teraz jest łatwiej, teraz jest technologia, gdzie można się uczyć z aplikacji. Ale moim zdaniem, nie ma co tutaj szukać nie wiadomo czego. To jest po prostu wysiłek, który trzeba w to włożyć i powtarzanie.

Właśnie teraz ciągle jest nacisk na to, że można łatwiej, że nie trzeba powtarzać i tak dalej, ale właśnie ja też jestem z tej starej szkoły, gdzie się cały czas powtarzało. Czytam właśnie te różne badania, te wszystkie artykuły na blogach o uczeniu się i tak dalej i szczerze powiedziawszy, nie wiem, czy to wynika teraz po prostu z tego pokolenia, które chce wszystko już teraz i jak najłatwiej to wszystko zdobyć, ale do niektórych rzeczy trzeba pracy. Dwa pytanka ostatnie jeszcze o hiszpański. Co sprawiało Ci największe kłopoty w nauce, a co jest dla Ciebie najłatwiejsze?

Kiedyś sprawiało mi problem to, że ja zawsze chciałam mówić bez błędów. To mnie strasznie stresowało, popełnianie błędów. Trochę czasu mi to zajęło, żeby sobie uświadomić, że co mnie to tak naprawdę obchodzi. Co mnie obchodzi to, że ktoś sobie pomyśli „Boże, jaka ona głupia, powiedziała ser zamiast estar. Nigdy mi się nie zdarzyło, żeby mi ktoś tak powiedział z Hiszpanów. Zawsze mnie poprawią jakoś tak delikatnie albo niektórzy już Moi przyjaciele tak wprost. Nie tak się mówi, tylko tak. Ale nikt się z tego nie naśmiewa. Chociaż ja też czasami mówię różne głupoty, które są naprawdę zabawne, nawet po polsku nam się zdarza, po hiszpańsku też, wiadomo. To też najbardziej stresuje moich uczniów. Ja zawsze im opowiadam to, jakie ja miałam strachy, co mnie stresowało i to zawsze super działa. Całkiem niedawno taką rozmowę przeprowadziłam z moją uczennicą, która mówiła, że ona się boi mówienia właśnie, że ona tak jakoś się stresuje tymi błędami. Ja zaczęłam jej opowiadać, jakie ja błędy popełniłam, co ja za głupoty powiedziałam i że ja o niej nie myślę – ja nie kończę lekcj, nie idę na kawę i mówię „Boże jaka ta Baśka, Kaśka czy Maryśka jest…  Jezu jakie ona błędy dziś zrobiła na lekcji… Pomyślmy jakie ona błędy robiła” i sobie pomyślę jak ona niewyuczalna albo coś. No ja tak nie robię. I oni sobie wtedy zdają sprawę z tego, że ja naprawdę kończę lekcje i się zastanawiam „Zrobiła takie błędy? Jakie fajne ćwiczenia mogę przygotować, żeby tych błędów nie robiła później?”, ale nie tak, że „znowu takie błędy okropne”. Nie spędzam nad tym całego dnia i to uczniów motywuje później, bo się tym stresują. A co było najłatwiejsze to nie wiem. Ja lubiłam się słówek uczyć i to mi szybko przychodzi. To jest taka rzecz, którą tak sobie myślę, że mam taki talent, żeby się szybko nauczyć słówek i ich nie zapomnieć. Gdzie moja współlokatorka zaskoczyła mnie jak mi powiedziała „Aga ja się nie umiem uczyć czasowników”. Ja sobie pomyślałam „jak można się umieć uczyć przymiotników i rzeczowników, a nie umieć się nauczyć czasowników?” i rzeczywiście ona nie umiała. Dla niej te czasowniki to była jakaś abstrakcja. Więc ludzie mają różne problemy z uczeniem się. Mi te słówka przychodziły łatwo, ale no właśnie to popełnianie błędów i to mówienie takie bez stresu to trochę mi zajęło, żeby sobie poukładać w głowie i stwierdzić „a co mi tam, trzeba mówić”.

Właśnie dobre, żeby uczniom uświadamiać, że nauczyciel też człowiek.

Tak, bo oni naprawdę mają nas za taką figurę, która nie popełnia błędów…

I ostatnie już pytanie: jakie miejsce w Hiszpanii polecasz odwiedzić?

A to ty wiesz jakie, bo to jest Kadyks. Tak, polecam odwiedzić Kadyks. Chociaż w Hiszpanii też zachwyciło mnie takie miejsce…  sama Barcelona mnie nie zachwyciła, wiem, że niektórzy uwielbiają. Dla mnie sama Barcelona była takim zwykłym hiszpańskim miastem. Ale la Sagrada Familia, jak zobaczyłam w środku całkiem niedawno, jak to wygląda teraz, a jak to wyglądało, jak ją widziałam jak miałam 12 lat, to w środku to jest po prostu cud. Tyle kolorów i tego wszystkiego. To jest tak piękne miejsce, jakoś mnie tak uspokajające, że naprawdę mogłabym tam zamieszkać. To jest coś pięknego dla mnie. Ja lubię takie właśnie ładne rzeczy kolorowe i te wszystkie szczegóły. No to mi się bardzo podobało. Z innych trochę miejsc, to już nie sama Hiszpania, ale urzekła mnie Andora. Właśnie mi się bardzo tam spodobało. Ale oczywiście moje serce jest w Kadyksie. Myślę, że to nie dlatego, że ten Kadyks też znowu jest wybitnie piękny, bardziej to się wiąże z takimi emocjami, które tam się zostawia. Ja tam mam przyjaciół pracujących na Uniwersytecie w Kadyksie, z którymi się poznałam kilka lat temu tutaj, u nas na Uniwersytecie. To jest już taka relacja rodzinna bardzo. Jak tam jadę to się czuję jak w takiej drugiej rodzinie. Tam mam przyjaciółkę i znam jej mamę i ta mama mnie tak wyposaża w jedzenie. Zawsze jak wracałam to muszę mieć drugą walizkę. Traktują mnie jak rodzinę. To bardziej mnie te emocje tak ciągną do tego Kadyksu, że mnie się on wydaje takim wspaniałym miejscem. Nie mogę tam nic złego powiedzieć.

Ja chciałam Ci podziękować za wywiad. A was wszystkich zapraszam na stronę Agnieszki oraz na media społecznościowe (IG, FB), bo tam też Agnieszka jest dostępna. Oraz do zapisania się na newsletter, bo można różne fajne rzeczy dostać od Agnieszki niekoniecznie te, które są dostępne też na stronie. Dziękuję Ci bardzo. Hasta luego.

Dziękuję. Hasta Luego. Ciao


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *