fbpx

O nauce hiszpańskiego z Adą z InstaHiszpański

Opublikowane przez OptimismoCompartido w dniu

InstaHiszpanski

Cześć, dziś zapraszam was na wywiad z Adą. Ada prowadzi miejsca w sieci o nazwie Insta Hiszpański. Jest super pozytywnie zakręconą osobą, która uczy hiszpańskiego nie tylko poprzez prowadzone działania na Instagramie i Youtube, ale również przez lekcje grupowe, jak i MEGA wypasione obozy, które organizuje na Majorce.

Cześć Ada!

Hejo!

Dziękuję Ci bardzo, że zgodziłeś się na ten wywiad i po prostu super w sumie spontanicznie nam się udało w jeden tydzień zorganizować wszystko, tak że naprawdę MEGA dzięki.

To ja Ci bardzo dziękuję za zaproszenie.

Powiedz mi, kiedy i gdzie miałaś ten pierwszy kontakt z językiem hiszpański?

Mój pierwszy, pierwszy kontakt był właśnie na Majorce i to było około 17 lat temu i to było straszne doświadczenie. W sensie, jeżeli chodzi o kontakt z językiem, gdzie wiesz, oni nie mówili nic po angielsku, nic po polsku, a ja tam poleciałam i nawet nie potrafiłam powiedzieć „cześć, jak się masz?” Nic totalnie. Poza tym oni są MEGA wygadanym narodem. Jak zaczynali do mnie mówić to to było straszne, mój mózg po prostu eksplodował wtedy.

Czy zakochałaś się już w tym języku wtedy czy ta miłość musiała dojrzewać?

Ta miłość musiała totalnie dojrzeć. Ona dojrzewała kupę lat, bo jak myśmy tam siedzieli, w sensie moi rodzice już tam pracowali na umowach o pracę, to myśmy tam z moją siostrą latały tylko na wakacje i cała zabawa polegała na tym, że przez 5 pierwszych lat ja się w ogóle nie komunikowałam po hiszpańsku, ani w ogóle nie chciała mieć do końca do czynienia z Hiszpanami. Ja tam bardziej przebywałam z animatorami, którzy byli z  Francji, z Holandii, z Anglii, ze Szkocji. Bardziej to poszło w tą stronę, że trochę większy nacisk miałam w szkole na język angielski wtedy no i oczywiście poznałam Niemco-Hiszpana, który mówił bardziej po niemiecku niż po hiszpańsku, więc byłam motywacja w szkole, żeby się uczyć niemieckiego, a do języka hiszpańskiego dojrzałam dużo, dużo później.

A jakie jeszcze języki umiesz?

Obecnie tylko polski, hiszpański i zawsze mówię, że mówię trochę po angielsku i tutaj zawsze są takie kwestie sporne, bo ja dużo rozumiem, ale jak typowa rasowa Hiszpanka, którą nie jestem, po prostu nie lubię mówić po angielsku, bo się krępuję.

Czyli ten niemiecki u Ciebie nie przetrwał próby czasu?

Niestety. To był słomiany zapał. Tak szybko, jak ta miłość się pojawiła tak szybko zniknęła z mojego życia i tak samo szybko zniknął język niemiecki.

Za co pokochałaś hiszpański? Jak to się stało, że w ogóle doszłaś do tego punktu, w którym jesteś teraz?

To była długa, ciężka i żmudna droga, ale generalnie był taki impuls, że ja tam poznałam kumpla, z którym mam kontakt po dziś dzień. Myśmy swego czasu zajebistą paczkę znajomych też tworzyli. W sensie nie tylko z moim kumplem, było nas więcej. Natomiast Pedro miał po prostu do mnie dużo cierpliwości. Ja tak im więcej z nimi przebywałam, tym bardziej chciałam poznawać… Przede wszystkim chciałam wiedzieć, o czym oni mówią, bo to są ludzie, którzy są MEGA pozytywni. Za każdym razem jak byliśmy gdzieś na fieście, to ja zawsze wyciągałam wszystkich na parkiet no, bo nie wiedziałam, o czym oni mówią, ale bardzo mi się to podobało, że oni tu piją, tu się śmieją, tu opowiadają sobie żarty, tu się podszczypują. To był zupełnie inny klimat. Coś, czego ja nie znałam będąc w Polsce, bo jestem z małej miejscowości. Pomimo tego, że moi rodzice mieli taki kontakt między swoimi przyjaciółmi. To jednak z obcymi osobami tak nie było, a tutaj co roku przewijały się nowe osoby i oni co roku wszystkich witali z otwartymi rękoma. I ja też chciałam taka być. Chciałam się stać osobą bardzo otwartą, bardzo komunikatywną no i do tego niestety potrzebowałam języka, więc pierwszym takim impulsem do nauki, że już zaczęłam z tym słownikiem pod pachą śmigać. (To jeszcze były czasy, gdzie google nie było i w ogóle telefony komórkowe to mogli mieć chyba tylko najbogatsi. Jeszcze pamiętam te czasy, gdzie były budki telefoniczne. Jak się dzwoniło do babci to było „HALO, HALO babciu, szybko mów tutaj bo ja mam tylko 50 centów na rozmowę, więc 2 minuty i kończę.”) Faktycznie chodziłam z tym słownikiem, siedzieliśmy sobie w barach. Ja tak wiesz, 10 minut, zanim się wysłowiłam w jednym zdaniu i pokazywałam mojemu kumplowi, mówię „Słuchaj…” jedno słówko, wertowałam słownik, drugie słówko, wertowałam słownik, trzecie słówko, „a teraz sobie to poskładaj i zrozum o co mi chodzi”. Później przyszedł taki drugi etap że to była praca, bo ja bardzo chciałam zrobić studia i po prostu do zrobienia tych studiów potrzebowałam pieniędzy. Moi rodzice powiedzieli, no my nie mamy, więc Ci nie pomożemy w tej kwestii, tyle ile sobie zarobisz, tyle po prostu wyciągniesz, mieszkasz u nas za darmo na Majorce, ale jakby dalej musisz coś zrobić z tym sama. Więc poszłam do pracy, dostałam niesamowicie po tyłku. Bardzo bolało mnie to, że wszystko co było nie tak, to wszystko było moją winą. Nie ważne, że to nie ja stłukłam szklankę, nie ważne, że to nie ja nie zrobiłam czegoś i tak zawsze była winna chiquita, więc tak się trochę zawzięłam w sobie i w pewnym momencie stwierdziłam, że kurcze, to już chyba najwyższy czas, żeby po prostu poznać ten język i żeby przyjechać w przyszłym roku i powiedzieć: „Ha! To nie jest moja wina, to nie ja, to ona.”

Czyli Ty na studia już chciałaś się wybrać na hiszpański? Nie brałaś innych kierunków pod uwagę czy jednak coś było?

Totalnie nie chciałam studiować języka hiszpańskiego. To w ogóle też jest ciekawa historia, dlatego, że to mój tata chciał, żebym studiowała język hiszpański, po czym po latach okazało się, że jednak to moja mama chciała, tylko mama nie miała takiej siły przebicia co tata. Tata tak jakby mnie cisnął na okrągło i mówił: „Dawaj, Idź na ten język hiszpański, przyda Ci się, języki są fajne”. Natomiast ja nie jestem osobą, której języki przychodzą łatwo. Ja niestety muszę się wysilić, muszę bardzo dużo czasu na to poświęcić. Po dziś dzień, tak mam. Przejdziemy pewnie jeszcze do tego później natomiast na początku moim marzeniem było zrobić studia taneczne, bo ja byłam strasznie zakochana w tańcu i faktycznie znalazłam sobie taką szkołę, tutaj w Polsce, to było w Łodzi, poszłam tam, zrobiłam pierwszy rok, szło mi MEGA kiepsko. Ludzie, których poznałam, byli po prostu straszni. Wytrwałam tam rok, po czym okazało się, że jednak te studia były trochę nie na moją kieszeń. Musiałam zrezygnować niestety z kwestii finansowych, ale na dobre mi to wyszło, bo wiele ludzi u mnie zauważyło zmiany. Wiesz, takie zadzieranie nosa i „kim Ty jesteś, bo ja to, wiesz, taniec studiuje, no przecież tancerka Ci rośnie, artystka”. Więc bardzo dużo ludzi po rezygnacji z tych studiów powiedziało mi: „Dzięki Bogu, dzięki Bogu, wracaj do normalnych”, a później miałam taką fazę, że chciałam zostać stewardessą na Majorce. Bardzo mi się podobało latanie w samolotach i to już były te czasy, w których chyba nie było tego ograniczenia wzrostu, dlatego ja się bardzo starałam o to. Dowiedziałam się, że jeżeli chcę to zrobić w Polsce to też jeszcze wtedy nie było chyba do końca kursów, tylko trzeba było gdzieś tam w turystykę pójść, coś tam z tym podziałać. Też nie do końca pamiętam o co chodziło. Natomiast powiedziałam, dobra, to ja idę na turystykę, no i poszłam na studia zaoczne, żeby móc pracować dziennie i już wtedy dowiedziałam się, że studia zaoczne nie są dla mnie, bo jednak zbyt dużo imprezuję i zbyt mało się uczę. Nie ukrywam, że nawet nie zdałam pierwszych egzaminów. W sensie ćwiczenia, jak zawsze miałam wszystko zaliczone, przyszły pierwsze egzaminy: to była geografia, które ja nienawidzę, więc no fantastyczne studia sobie wybrałam. Obiecałam sobie, że do 3 razy sztuka, za 3 podejściem i tak myślę, myślę, co tu zrobić i mój tato znowu zaproponował, mówiąc mi: „Słuchaj, Idź na tą filologię hiszpańską, jak się nie spodoba to po prostu zrezygnujesz i tak nie masz dalej co zrobić z życiem, jeżeli się nie uda, przyjedziesz na Majorkę, będziesz po prostu zapierdzielać w restauracji, nic się nie dzieje, ale idź i spróbuj”. No i ja wtedy machnęłam ręką i powiedziałam: „No dobra, niech Ci już będzie.” Poszłam na studia i wpadłam jak śliwka w kompot. Miałam wspaniałą ekipę, wspaniałych ludzi dookoła siebie. Wykładowcy byli niesamowici. Wiadomo, nie wszyscy, zdarzają się też tacy, którzy ci tam gdzieś te kłody pod nogi rzucają, ale tak ogólnie widać było, że wszystkim zależało na tym, żebyśmy po prostu wszyscy zdali. Ja byłam w szkole prywatnej, bo nie dostałam się niestety na Uniwersytet, zabrakło mi punktu bodajże. No i powiedziałam sobie oczywiście, standardowa gadka, „idę do szkoły prywatnej, po roku po prostu przenoszę się na państwówkę. W szkole prywatnej zostałam. Uznałam, że mam tak świetnych ludzi, tak się tą ekipę i tak świetnych wykładowców, którzy mnie tyle rzeczy fajnych nauczyli i tyle fajnych, ciekawych rzeczy pokazali, że nie chcę rezygnować, ewentualnie magisterka gdzieś tam na państwówce, ale licencjat już skończyłam.

„Do 3 razy sztuka” się sprawdziło w Twoim wypadku.

Dokładnie i dokładnie to samo było z Magisterką: do 3 razy sztuka, magisterki nie skończyłam.

Wiesz ja studia z hiszpańskiego jak dobrze pójdzie w tym roku skończę, to będzie po 10 latach, jak zaczęłam. Tak że wiesz, wszystko przed tobą.

Powiem Ci, że motywujesz, motywujesz. Ja to się zawsze tylko tego obawiam, że obraz studiów, jaki my mamy, jako osoby, które kończą liceum, to jest zderzenie z rzeczywistością, bo my się chcemy uczyć języka. My się chcemy uczyć mówić, a tak naprawdę; okej, nauczysz się tego, bo dla chcącego nic trudnego, ale musimy też pamiętać, że dookoła tego wszystkiego są inne przedmioty.

Językoznawstwo, literatura i tak dalej. Dużo osób myśli, że jak się idzie na filologię, to się uczy tylko języka i później wiele osób rezygnuje po pierwszym roku, bo gdzieś tam tego języka tak naprawdę na niektórych latach to nawet nie jest połowę godzin, a druga połowa albo i więcej to są wszystkie przedmioty dookoła tego.

Dokładnie, które pochłaniają Ci dużo więcej czasu niż tak naprawdę stricte ta nauka języka, dlatego ja się zaczęłam śmiać, jak tutaj są rozmowy: „Studia czy DELE?”. Zależy, co chcesz tak naprawdę dalej z tym robić.  Ja się zawsze tego obawiam na magisterce, że jak pójdę i wiesz, palnęłabym gafę niechcący, a to się zdarza, to się wszystkim zdarza. Ja z językiem polskim czasami mam problem i nie wiem jak co odmienić, a co dopiero w języku hiszpańskim. Zawsze się śmieję, że mówię: „Kurczę, wiesz, poszłabym na te studia, ale tak jak się wkopać w coś, to jak Cię będą palcami wytykać to to już nie będzie takie komfortowe”, ale kuszące, kuszące to co mówisz.

Teraz uczysz się hiszpańskiego, czy raczej już ucząc innych, nie potrzebujesz jakoś bardzo się uczyć sama dla siebie?

Na początku myślałam, że ucząc innych już nie będę potrzebowała się sama uczyć. Natomiast po jakimś czasie zrozumiałam… Zaznaczę jeszcze tylko, że ja uczę w tym momencie poziomy podstawowe. Zaczęłam zauważać, że w pewnym momencie zaczęło mi brakować słów, bo język jest żywy. Jeżeli tego nie powtarzamy, ja mimo wszystko, mówię po polsku, jestem Polką. Ja nawet nie jestem bilingüe, ja nigdy się tak nie nazwę. Dlatego, że jak zaczynam myśleć, to zawsze myślę po polsku. Oczywiście jak jestem w Hiszpanii i już długo tam mieszkam, no to mam takie przebłyski w mózgu, że jak się wydarzy jakaś sytuacja między Hiszpanem albo Hiszpanką, a mną to analizuję to po hiszpańsku natomiast językiem przewodnim u mnie jest Polski i zawsze nim będzie. Dlatego w momencie, kiedy zaczęło mi brakować tych słów, bo cały czas powtarzałam te same, te same, te same. To stwierdziłam, że „Oho Ada! Coś trzeba zacząć dalej ze sobą robić” i zapisałam się na zajęcia, aczkolwiek to nie są takie zajęcia, gdzie ktoś mi tłumaczy różnice między jedną a drugą rzeczą, tylko to są bardziej takie zajęcia z mówienia, czyli po prostu dostaje jakąś kartę pracy, muszę sobie ją opracować i na zajęciach się widzimy, godzinę sobie rozmawiamy z innymi ludźmi po prostu i w ten sposób to funkcjonuje i później nasza nauczycielka błędy nam pokazuje, gdzie zrobiliśmy, albo sama się na pyta: „Słuchajcie, tu coś jest nie tak, co tu się stało?” Nie ukrywam, że moją nauczycielką jest Sara z Handy Spanish, tak że gorąco polecam jej profil, naprawdę warto do niej przyjść, jeżeli ma się trochę wyższy poziom niż to takie B1 bym powiedziała.

Czyli uczysz się sama, ale też z pomocą nauczyciela? I tak zawsze było? Czy miałaś tak, że jakimiś metodami konkretnymi uczyłaś się albo, nie wiem, gdzieś chodziłaś na jakieś kursy, na korepetycje?

Nigdy nie chodziłam na korepetycje. Raz się zapisałam na kurs do szkoły językowej, gdzie było fajnie, bo poznałam bardzo fajnych ludzi: z Hiszpanii, z Ameryki Łacińskiej. Ja jestem leniuszkiem, więc jeżeli ktoś nie stanie nade mną z batem i po prostu nie pokaże mi „Słuchaj, siadasz do nauki i się teraz musisz uczyć”, to… Ja robię bardzo dobre notatki, bardzo mam świetnie zapisane zeszyty. Słuchaj, ten zeszyt od Ciebie to jest po prostu kopalnia wiedzy. To jest planer, ale to jest mój zeszyt, po prostu moja kopalnia wiedzy w tym momencie. Ja wiem zawsze gdzie wrócić do tych notatek zawsze mam te notatki przy sobie. Natomiast moim problemem jest to, że ja się nienawidzę uczyć na pamięć. Bardzo ciężko przychodzą mi nowe rzeczy. Jeszcze mam jeden problem z tym, że jak ja już mam jakiś poziom wiedzy, ja wiem, że bez względu na wszystko ja sobie zawsze poradzę. Ja nie muszę znać tego słówka-klucz, bo ja tak go obejdę, że oni i tak mnie zrozumieją, więc ten leń się podwójny włącza we mnie w tym momencie i mówię: „No nie, no. Nie da rady” i tak na dobrą sprawę o tyle jest fajnie u Sary, że ona faktycznie, jeżeli sobie nie opracujesz tych tematów, to czasami ciężko jest pomanewrować, bo czasami są tematy, gdzie możesz lać wodę, bo to są wakacje, bo to jest jedzenie, bo to jest, nie wiem, jakieś życie codzienne. Natomiast czasami, tak jak dzisiaj chociażby, jest temat o filmie El gran dictador, ja nie mam zielonego pojęcia, co to jest za film i gdybym nie przeczytała tej karty pracy, to bym nic nie potrafiła powiedzieć na tych zajęciach. To mnie tak motywuje, bo moją motywacją też jest to, że ja lubię być taką osobą, która lubi się pokazać z dobrej strony. Ja się bardzo źle czuję, czuję taki wstyd wewnętrzny, jak czegoś nie przygotuję i muszę czasami spuścić głowę i powiedzieć: „Przepraszam, po prostu nie przygotowałam się” i wiem, że to jest marnowanie mojego czasu i czasu drugiej osoby, a ja bardzo nie lubię marnować czasu.

Te zajęcia to są 1 X 1 czy w grupie masz te zajęcia?

W grupie. To są zajęcia w grupie i to są zajęcia, które polegają na tym po prostu, że wchodzimy do 2 różnych pomieszczeń, w zależności od tego ile jest osób, ale chodzi o to, że zazwyczaj jesteśmy sparowani i po prostu w tych pomieszczeniach jesteśmy sobie przez jakiś czas i wtedy sobie sami urządzamy konwersację na bazie tego, co nam właśnie przygotowała Sara.

W jaki sposób uczysz się do tych do tych zajęć? Jak u Ciebie wygląda właśnie ta nauka? Rozwiązujesz jakieś zadania sobie, tłumaczysz jakieś teksty, żeby zapamiętać to, czego się uczysz?

Robię to w kilku płaszczyznach. Wyznaczam sobie dni, w których robię podcasty; dni, w których robię karty pracy, dni, w których uczę się słówek i na przykład dni, w których praktykuje te słówka. W momencie, kiedy przygotowuję sobie kartę pracy to wiadomo, że pojawiają się nowe słówka. Słówka oczywiście zawsze zapisuje najpierw na kartce, a później przenoszę to na fiszki. Fiszki zawsze zabieram ze sobą i w tramwaju na przykład przeglądam sobie te fiszki. Zamiast patrzeć w sufit, słuchać muzyki to po prostu w tym momencie przeglądam sobie te fiszki, więc zawsze te 10 minut dziennie albo jakieś 3 razy dziennie po mieście czy tam więcej. No to zawsze gdzieś się te słówka utrwalą. Mam dosyć dużo znajomych już w tym momencie takich przez Instagram, bo nie ukrywam, że moi znajomi trochę się tam wypięli, bo nie mają już czasu za bardzo, ale są faktycznie znajomi na Instagramie, dzięki którym mogę ćwiczyć ten język, więc zawsze wyślę komuś jakąś tam wiadomość. Zawsze się ten temat nawiąże, zawsze się gdzieś tam postaram wcisnąć to nowe słówko. Jeżeli chodzi o podcasty, to wiadomo, jeżeli są trudniejsze, to siadam słucham, analizuję i gdzieś tam robię sobie jakieś notatki. Natomiast jeżeli są takie luźniejsze podcasty, to po prostu sobie gdzieś tam sprzątam kuchnię, do tego oczywiście właśnie słucham sobie tego podcastu, analizuje. Jeżeli pojawia się jakiś fajny zwrot, automatycznie go zapisuję. Tak samo korzystam z Instagrama. Jeżeli ktoś zrobił ciekawego lajwa, to w czasie, kiedy właśnie coś robię sobie w domu to w tym momencie słucham sobie tego Instagrama, więc w tym momencie utrwalam słuchanie. Staram się codziennie mówić. Jeżeli nie rozmawiam z Hiszpanem czy z jakimś Latynosem, to po prostu rozmawiam sama do siebie. To jest też czasami takie śmieszne, bo ja po prostu ruszał ustami pod nosem to jak ktoś wejdzie, to jest MEGA przypał. Ja w tym momencie sobie praktykuje rozmowę.

Można powiedzieć, że jesteś w stanie „nauczyć się wszystkimi zmysłami” powiedzmy.

Dokładnie. Często jest właśnie tak, że… O! Mam problem z kuchnią, bo ja nigdy nie gotowałam. Nie jestem w ogóle specjalistką w gotowaniu, ale ostatnio mnie tak coś ruszyło i mówię „ugotowałabym coś hiszpańskiego”. Wróciliśmy z tej Malagi i tam, takie dobre jedzenie było to coś, bym zrobiła. No ta tortill nie jest taka trudna do zrobienia albo to salmorejo nie jest takie trudne do zrobienia, więc automatycznie ja na przykład wiem, że brakuje mi tego czy tego słownictwa w tym momencie, najpierw wsiadam, sprawdzam sobie, jak wyglądają hiszpańskie przepisy. Sprawdzam sobie, jak by to przetłumaczył na przykład Słownik Google. Sprawdzam sobie, jak to wygląda jeszcze gdzieś tam w PONSie, spisuję sobie całą taką listę i w momencie, kiedy robię te rzeczy, to udaje, że jestem na lajwie i wszystkim muszę prezentować, jak to w danej chwili wygląda, więc mówię sobie w głowie albo na głos, że nie wiem kroje tego pomidora na plasterki albo kostki, zapomniałam jak jest „kroić w plasterki” to szukam jak jest „kroić w plasterki”. Powtarzam tą czynność, pomidorów jest dużo, więc dużo razy powtarzam to słowo. Jak  jest blendować, jak jest wrzucać, jak jest mieszać, jak jest dodawać, ten sposób się też rozwijam. To jest dla mnie MEGA fajna zabawa. Ja oczywiście jestem w swoim świecie. Ja mam bardzo wybujałą wyobraźnie, więc dla mnie to jest żaden problem, żeby udać, że jestem na lajwie. Jestem ekspertem w gotowaniu, którym, uwierzcie mi, nie jestem. I działamy.

To w sumie już wiemy co jest dla Ciebie najłatwiejsze w nauce języka i jak sobie z tym wszystkim radzisz. A co Ci sprawia największy kłopot?

Największy kłopot sprawia mi zapamiętywanie słówek i zrozumienie gramatyki, która pisana jest językiem uniwersyteckim. Jeżeli ktoś tłumaczy, za przeproszeniem, jak krowie na rowie, to ja po prostu doskonale to rozumiem i wtedy w trymiga to łapię. Jeżeli ktoś tłumaczy rzeczy skomplikowane, to muszę się dopytać 3 osób, które właśnie albo mnie uczą, albo mam zaufanie, że wiem, że mi to dobrze wytłumaczą i wtedy sobie siedzę i sama rozkminiam w jaki sposób mogę to przełożyć na język polski. Moim problemem jest to, że ja uwielbiam mieć  jeden do jednego. Zawsze tak lubiłam mieć i pomimo tego, że są takie słówka, których się nie da przetłumaczyć i ja już na nie reaguje to mimo wszystko staram się zawsze znaleźć ten polski odpowiednik i jak już mam to słówko, to automatycznie wchodzi mi do głowy. Jak tego słówka nie mam, to jest po prostu lipa na maksa, bo mój mózg wymaga, żebym miała po prostu to odpowiednie słówko, żebym mogła je zakodować, żebym mogła się tym słówkiem pobawić w jakiś sposób.

To ostatnie pytanie w sumie mam jeszcze takie już niezwiązane z nauką języka, ale nadal związane z hiszpańskim. Jakie miejsca polecasz odwiedzić komuś, kto właśnie uczy się hiszpańskiego albo zakochał się w tym języku? Jakie są takie miejsca, które warto zwiedzić?

Po pierwsze byliśmy ostatnio w Maladze i bardzo gorąco polecam Malagę i Andaluzję, przy czym uwaga. Uważam, że osoba, która zaczyna się uczyć języka hiszpańskiego, niech się jeszcze trochę wstrzyma, bo ten hiszpański andaluzyjski jest bardzo specyficzny. Chodzi o to, że oni zjadają końcówki. Później my się dziwimy, że na przykład pisze się Salud, przez D na końcu, czyta się salut, a tak naprawdę w Hiszpanii, w Andaluzji usłyszymy Salú. To jest dla nas dziwne. Drugim bardzo fajnym miejscem jest Barcelona i teraz mówię tak bardziej pod kątem turystycznym niż takiej stricte nauki języka. Barcelona jest wspaniała, to jest po prostu taka kolebka kultury. Tam jest architektura, te czasy wstecz po prostu żyją, natomiast znowu, jeżeli chodzi o język, no to tutaj wchodzą takie niuanse. Dlaczego mówi się jedni mówią „ja”, inni mówią „zia”, a jeszcze inni mówią „sza”. No i właśnie to też trzeba wiedzieć, że jeżeli leci się do Katalonii, to tam czasami słyszymy, zamiast „J” to „dzi” albo takie „zi”, bo to jest po prostu ich sposób mówienia. Wydaje mi się, że wzięło się to z katalońskiego, ale nie jestem ekspertem, więc też nie chcę wprowadzać ludzi w błąd. Oczywiście jeżeli chcecie poznać taki stricte czysty, piękny język hiszpański, no to Castilla i Madryt, bo to są miejsca, w których faktycznie ja jako język po prostu się zakochałam. W Madrycie nie mogłabym mieszkać, bo jest dla mnie dużym miastem, które jest gorące i nie ma dostępu do morza. Ale Madryt pod kątem takim językowym, uniwersytety wspaniałe. Nie mogę polecić więcej miejsc, bo dopiero planuje podróż do Kraju Basków, dopiero planuję Galicję, Walencję zwiedzić, więc jakby nie chcę się na ten temat wypowiadać. Natomiast jeżeli ktoś się w ogóle zaczyna uczyć języka hiszpańskiego i nie wie, w którą stronę chciałby pójść, to gorąco polecam Majorkę dlatego, że na Majorce mamy takie skupisko kulturowe, że tam od razu będziemy wiedzieć, czy nam się podoba Kuba, czy nam się podoba Puerto Rico czy nam się podoba Argentyna, czy w ogóle jakikolwiek rejon w Hiszpanii. Dlatego, że od razu jak wpadamy w to towarzystwo, to widzimy, jak oni się zachowują, w jaki sposób mówią, jak mieszkają, co ich interesuje.

Właśnie nie wiedziałam, czy wspomnisz w ogóle o Majorce. Mówię „jak to już tyle wymieniła tych miast i nic z Majorki?”

Gdzie ta Majorka?  Majorka jest w moim sercu i pozostanie w nim na zawsze. Jest w nim od początku, bo to był mój pierwszy kontakt z językiem hiszpańskim. To był mój pierwszy kontakt z palmą. Jak zobaczyłam palmę 17 lat temu, to ją przytuliłam i nie chciałam wyjechać z lotniska. Powiedziałam: „Ja już się stąd nie ruszam, bo nie wierzę, że jeszcze gdzieś indziej ją zobaczę” no i oczywiście tam dorastałam, tam się otworzyłam, tam poznałam bardzo ciekawych ludzi, tam przeżyłam takie pierwsze poważne zawody miłosne, więc dowiedziałam się, jacy ci Hiszpanie naprawdę są. Oczywiście żartuje teraz. Niewiele się różnią tak naprawdę Hiszpanie od Polaków, bo spotka się Polaka świra, spotka się Hiszpana świra, spotka się dobrego Polaka, spotka się dobrego Hiszpana. Po prostu trzeba wiedzieć jaką osobę przyciągnąć i trzeba wiedzieć, do jakiej osoby się trochę przykleić. Tak jak mówię, mi Majorka bardzo dużo dała i wydaje mi się, że gdyby nie ona, nie byłabym w tym miejscu, w którym teraz jestem. Bardzo się cieszę, że jestem w tym momencie, w tym miejscu, w tym czasie i że mam możliwość poznawać takie cudowne osoby, jak ty. Po prostu to jest sztos, że możemy się tutaj zobaczyć i pogadać sobie chwilę, poznać się i mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś na żywo na kawie spotkamy.

No też mam taką nadzieję! Także tym miłym akcentem bardzo Ci dziękuję za ten wywiad, a was wszystkich zapraszam do miejsc w sieci Ady: Insta Hiszpański na Instagramie na Youtube oraz na jej stronie. Dziękuję. ¡Hasta luego!

 ¡Hasta luego!


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *