fbpx

Natalia – Nati La Profe o nauce języka hiszpańskiego.

Opublikowane przez OptimismoCompartido w dniu

Nauka hiszpańskiego. Nati
Witajcie! Dzisiaj chciałam was zaprosić na wywiad z Natalią. Oprócz tego, że uczy w technikum i w liceum, uczy również na Uniwersytecie. Mam do Natalii wiele pytań związanych właśnie z nauką języka hiszpańskiego: jak to wyglądało u niej.
Tak więc zaczynamy.
Powiedz mi Natalia gdzie miałaś pierwszy kontakt z językiem hiszpańskim

Ten mój pierwszy kontakt z językiem hiszpańskim to było jak byłam w podstawówce jakaś 3 klasa podstawówki i mój chrzestny pojechał do pracy do Hiszpanii, wyprowadził się po prostu. On tam tak na żywo uczył się języka. Nie siedział w książkach, nie uczył się na żadnym kursie, bo nie miał też na to czasu. Ale jak w końcu wracał na wakacje albo jak wrócił już potem na stałe to mówił po hiszpańsku i miał ten prawdziwy hiszpański akcent, nie z książek, nie żaden polski, tylko słychać było, że właśnie się nauczył od Hiszpana i bardzo mi się spodobało. Wtedy właśnie stanęłam przy mamie i powiedziałam, że ja chcę koniecznie się uczyć hiszpańskiego i ten temat powtarzał się, myślę że po prostu 100 razy dziennie w kółko to było dopóki nie znaleźli dla mnie nauczyciela hiszpańskiego.

Czyli była to miłość od pierwszego usłyszenia?

Tak, dokładnie.

A co takiego sprawiło, że pokochałaś ten język? Te dźwięki?

Myślę, że dźwięki. Myślę, że ta wymowa. Chociaż moja mama kiedyś powiedziała, że ten mój chrzestny to był taki ulubiony wujek w ogóle. Kiedyś powiedziała, że jakby się on wyprowadził do Włoch to ja bym mówiła po włosku, do Francji to po francusku. Czy do jakiegokolwiek innego kraju to pewnie bym zrobiła w ten sposób, ale Hiszpański to oprócz tego, że to był wujek, to jeszcze były te dźwięki. Wydawały mi się łatwe. Jak już potem próbowałam jako dziecko uczyć się sama z pierwszych książek, samouczków „Hiszpański w 3 miesiące” to właśnie wydawało mi się o wiele łatwiejszy niż pozostałe języki, z którymi mamy do czynienia, czyli niemiecki, angielski. Od razu to poczułam.

Powiedz jak to u Ciebie wyglądało? Kiedy zaczęłaś potrzebować tego języka? Kiedy to była taka ta motywacja zewnętrzna, a nie wewnętrzna do nauki?

Te czynniki zewnętrzne pojawiły się w momencie, kiedy ja zdecydowałam się, że będę zdawać maturę z hiszpańskiego. To zmusiło mnie już do takiego regularnego wysiłku, regularnej nauki, do tego żebym nie odwoływała lekcji, żebym jednak się na nich pojawiała. Nawet na tych korepetycjach, które były dodatkowo to też wcześniej zdarzało mi się nie wstać i na ostatnią chwilę zadzwonić, że chciałam ją odwołać. Natomiast jak już wpisałam sobie w trzeciej klasie te dokumenty, co chce zdawać i wpisałam tą maturę rozszerzoną to już była poważna sprawa wtedy dla mnie, więc wtedy to był ten zewnętrzny czynnik.

Nie brałaś pod uwagę innej ścieżki kariery, jak po maturze iść na Uniwersytet na hiszpański?

Nie… Nie powiem, że to była moja jedyna opcja. Bo wiadomo, że jak składasz papiery na studia i potem czekasz na te wyniki… W międzyczasie jeszcze spanikowałam i złożyłam na Politechnikę Śląską na coś, co też mi się w miarę podobało, ale w momencie, kiedy mnie przyjęli i na jedne i na drugie studia to wybrałam hiszpański.

Powiedz mi czy będąc nauczycielem akademickim nadal się uczysz języka? czy ten poziom już w pewnym momencie jest taki, że już nie trzeba się uczyć? Jak to wygląda?

Ja uważam, że cały czas trzeba się uczyć. Ja czasami staram się wyszukiwać takie materiały, takie rzeczy, żeby nie powtarzać piąty rok tego samego ćwiczenia, bo dla mnie to jest nudne. Ja wiem, że dla studentów to nie jest nudne, bo to jest ich pierwsze ćwiczenie na jakimś przedmiocie, ale dla mnie to już się robi nudne, więc staram się to zmieniać. Ale też staram się cały czas coś czytać: książki w oryginale, jakieś ćwiczenia na DELE zaawansowane: C1 czy C2, artykuły już bardziej naukowe, gdzie mają też słownictwo specjalistyczne, a nie tylko takie dla uczniów, którzy uczą się hiszpańskiego jako obcego.

Czyli jako wykładowca nie robisz tak, że jak z matematyki na zajęciach jest dodawanie, na pracę domową dzielenie i mnożenie, a na egzaminie całka?

Staram się tego nie robić, chociaż pewnie ktoś by powiedział, że było tak. Staram się, nie powiem że na odwrót, nie powiem, że zajęcia są bardzo trudne, a że egzamin jest super łatwy i można go przejść z zamkniętymi oczami czy bez nauki. Ale staram się na zajęciach dużo wyciągać, żeby ludzie z zajęć jak najwięcej wyciągali. I żeby nie musieli potem nagle „Aha no w sumie mieliśmy zajęcia przez półtorej godziny, ale niczego się nie nauczyliśmy, a teraz nagle musimy się uczyć w domu i coś jest dodatkowo wysłane”. Staram się wszystko robić. Wiadomo też jak uciekają zajęcia, że są godziny dziekańskie to czasami nie jesteś w stanie zrobić wszystkiego, co sobie zaplanujesz, ale staram się nie wysyłać nagle 100 kartek do nauczenia się na za dwa tygodnie, bo nie było zajęć, więc staram się tak trochę dopasować do sytuacji.

Powiedz mi co najbardziej lubisz w nauczaniu innych? Jakimi metodami uczysz? Jak to u Ciebie wygląda?

Ja staram się. I to przeraża ludzi. Ale ja staram się od razu na samym początku mówić po hiszpańsku. Zawsze mówię po hiszpańsku, a potem tłumaczę na polski i pytam się co zrozumieli. Uczniowie mówią jakieś słowa klucze, jakieś słowa pojedyncze, które skądś kojarzą. A potem to tłumaczę po polsku. Jak teraz zaczęłam w szkole pracować z klasami trzecimi i czwartymi (bo to jest technikum), którzy już niby mieli hiszpański i nagle po całej lekcji ktoś do mnie mówi: „Nigdy nie słyszałem, żeby ktoś tak mówił po hiszpańsku na lekcji. Też nie ma na to czasu. Wiem, że szybciej jest wytłumaczyć coś po polsku niż po hiszpańsku, szczególnie na podstawowym poziomie. Ale staram się, żeby te słówka, które gdzieś tam się pojawiają: jak mieliśmy zawody to żeby coś powiedzieć o tych zawodach, żeby oni sobie wyciągali te słówka, które były, żeby szukali tego słowa klucza. Nie wiem czy im to coś da. Mam nadzieję, że kogoś zarażę do nauki, że komuś się spodoba hiszpański. Wiadomo że na filologii ludzie są nastawieni stricte na język albo powinni być przynajmniej. Jest większe prawdopodobieństwo, że skądś się tu wzięli. Natomiast w liceach i technikach nie wszyscy muszą być filologami i niektórzy wolą fizykę, chemię czy cokolwiek innego. Więc zdaje sobie sprawę, że nie będą nagle tak samo fanatykami języka, jak ja więc. Jestem w stanie to zrozumieć, ale być może znajdzie się ktoś komu się spodoba i będzie chciał kontynuować albo pójdzie na jakieś studia, wybierze drugi język, pójdzie sobie na kurs czy będzie się sam uczył z różnych materiałów. Może kogoś zarażę.

Powiedz mi, jakimi metodami sama uczysz się języków? To nie musi być nawet hiszpański.

Hiszpańskiego uczyłam się tak naprawdę różnymi metodami. Taka metoda tradycyjna, czyli w ogóle gramatyka i tłumaczenie zdań. Różne książki gramatyczne, takie co mają rozpisane zasady, gdzie jest czasownik, odmiana przez wszystkie osoby i tak dalej. Były też fiszki, ale może nie z hiszpańskiego, tylko bardziej z włoskiego. W pewnym momencie zorientowałam się, że po włosku umiem jakieś bardzo zaawansowane słowa, a zastanawiam się nad tymi podstawowymi i miałam bardzo wymieszany materiał, bo co roku miałam zajęcia z nim wykładowcą. Każdy z nich zwracał uwagę na coś innego i potem ta wiedza była taka mało spójna. Były różne wymieszane rzeczy, więc stwierdziłam, że brakuje mi słownictwa z różnych tematów i zdecydowałam się na fiszki. To akurat zawsze robię dodatkowo One są podzielone tematycznie, one są podzielone poziomami i to akurat z włoskiego mi pasuje. Z hiszpańskiego nie bardzo, bo próbowałam.  Też właśnie zależy od języka. Bardzo lubię sobie słuchać podcastów. To jest dodatek po prostu, żeby posłuchać Włocha czy Hiszpana, którzy przygotowują coś dla uczniów też. Niekoniecznie, że to są wiadomości hiszpańskie, ale też podcasty, czyli jakiś temat jeden 15 minut. Zawsze staram się słuchać tego kilka razy dziennie. Też zmuszałam się do mówienia na samym początku, jeżeli chodzi o hiszpański. Jak ten mój wujek mieszkał w Hiszpanii i pojechałam do niego, mieszkałam z nim i on miał taką znajomą Hiszpankę, mieszkała obok, sąsiadka, z którą się zaprzyjaźnił, z rodziną w ogóle hiszpańską. To była taka Hiszpanka, która zajmowała się domem, rodziną. Nie pracowała albo pracowała na pół etatu. Wujek do mnie przyszedł i powiedział: „masz do niej wychodzić rozmawiać, a jak będę wracał z pracy, to ją będę pytał, czy z nią rozmawiałaś”. Więc to był po prostu trochę taki ból, motywator. Bo jak w jeden dzień nie wyszłam porozmawiać z tą sąsiadką to wujek się dowiedział i od razu było: „po co tu jesteś, skoro z nią nie rozmawiałaś? A miałaś się przecież uczyć” i trochę mi było głupio przed wujkiem, że on mieszka w Hiszpanii, pozwolił mi przyjechać, a ja z tego nie korzystałam. Na początku to było bardzo stresujące …

Co sprawia ci największe kłopoty w nauce, a co jest dla Ciebie najłatwiejsze?

Jeżeli chodzi o hiszpański? Nie wiem czy powinnam się przyznawać. Mam problem z subjuntivo, ale myślę, że każdy ma ten sam problem. Mam takie notatki z gramatyki praktycznej, gdzie mam rozpisany każdy rodzaj zdania: zdania czasowe, zdania celowe i nie ukrywam, że te notatki mam cały czas gdzieś pod ręką i tam jest rozpisane punkt po punkcie wszelkie różne wyjątki bardzo szczegółowe z subjuntivo i czasami do nich sięgam, nawet jak czytam artykuł.

Wydaje mi się, że to w nas podświadomie wszystko jest, bo ja też mam podobne notatki na podorędziu i zawsze to tak wygląda, że ja czegoś nie jestem pewna, tak bym użyła, zaczynam sprawdzać i faktycznie notatki mi potwierdzają, że dobrze myślę.

To jest trochę taka intuicja językowa. Jak czytasz, oglądasz, rozmawiasz z Hiszpanami, czytasz książki po hiszpańsku, czasopisma. Czy nawet jakieś czasopisma dla uczniów, jakiś poziom wyżej, słuchasz radia hiszpańskiego, czegokolwiek już takiego naturalnego, to też wiadomo, uczysz się w sposób naturalny, że pamiętasz to wyrażenie, ale nie wiesz jaka to jest zasada. Już nie myślisz o tym. To też jest dobre takie naturalne użycie języka. Chociaż ja też czasami tak robię, że słuchając na przykład muzyki po hiszpańsku czy po włosku zauważyłam, że ja wcale w pewnym momencie wcale się nie relaksowałam przy tej muzyce tylko analizowałam: dlaczego on tam użył preterito perfecto a nie indefinido, skoro powinno być co innego. Tak samo mam teraz przy nauce włoskiego to czasami zamiast po prostu się zrelaksować, posłuchać muzyki, to myślę „to to słówko, wczoraj się go uczyłam, wczoraj przeczytałam i teraz jest to słówko w piosence”. Wiem, że to jest naturalna też nauka języka w takich naturalnych kontekstach, ale to czasami męczy, jak tak się analizuje cały czas więc staram się tego nie robić. Ale momentami jak już jest taki bardzo rażący, nie powiem błąd tylko jakieś użycie, do którego nie jestem przyzwyczajona, to zaczynam się zastanawiać.

Ostatnie pytanie takie już nie związane z językiem, ale związane z Hiszpanią. Jakie miejsca polecasz odwiedzić? Gdzie zachęcasz ludzi do tego, żeby przyjechali do Hiszpanii? Tylko nie mów, że Barcelona.

Barcelona to jest w ogóle pierwsze miejsce, w którym byłam, bo mój wujek właśnie tam mieszkał. Jak się jedzie do jakiegoś kraju, w jakieś miejsce pierwszy raz, do którego człowiek marzył pojechać to to miejsce jest idealne. Ale jeżeli nie Barcelona to bardzo podobało mi się w Galicji. Ja byłam tam na Erasmusie, byłam tam prawie pół roku. To jest taka Hiszpania mało turystyczna.

Tam to pogoda raczej polska jest.

Bardzo polska, wręcz angielska. Barowa taka. Ja tam byłam w trakcie semestru letniego, więc ten deszcz mnie ominął. Więc jeśli ktoś by się tam wybierał, to polecam. Od kwietnia do sierpnia tam byłam. Nie było bardzo upalnie, było tak przyjemnie i można poznać tą cześć Hiszpanii, gdzie turyści zwykle nie docierają.

Na pamiętnikach z wakacji tego nie zobaczysz.

No właśnie. Nie będzie żadnego Lloret de Mar. Tam też są ludzie bardzo… Może nie są tak bardzo otwarci. Oni nie będą twoimi od razu przyjaciółmi, od razu. Jak w Andaluzji. Ale jeżeli już poznają Cię bliżej to jesteś w stanie nawiązać z nimi relację o wiele bardziej rodzinną. TO nie są tacy znajomi „tak, tak, eres mi amigo”, a potem „jak miałeś na imię?”, tylko oni już będą pamiętać o Tobie. Nawet jak się odezwiesz po roku: „co słychać?” to pamiętają, nie zapominają ludzi. Nie są tacy otwarci, ale na dłuższą metę, można na nich liczyć.

Dziękuję Ci bardzo za ten wywiad, a was zapraszam na Instagram Natalii. Może Natalia zacznie coś więcej publikować z życia nauczyciela akademickiego, to będzie można podglądać coś od tej drugiej strony.

Że wykładowcy nie są tacy straszni. Albo może właśnie, że są 😉

Dzięki bardzo. Hasta luego.

Gracias. Hasta luego.


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *